Mały/Część druga/X

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Alphonse Daudet
Tytuł Mały
Wydawca Wydawnictwo „Bibljoteki Groszowej”
Data wydania 1926
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Górska
Tytuł oryginalny Le Petit Chose
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 254 ]
X.
Irma Borel

 Otworzyła mu „Biała Kukułka“.
 Bo czyż nie zgadliście sami, że w pięć minut po swojej uroczystej przysiędze, Mały, chciwy dymów kadzidlanych, dzwonił już do drzwi Irmy Borel. Ujrzawszy go, okropna murzynka wykrzywiła twarz, niby ludojad w dobrym humorze, i skinęła swoją lśniącą, czarną łapą: — „Proszę za mną“. — Minąwszy kilka wspaniałych salonów, zatrzymali się przed jakiemiś tajemniczemi drzwiami, z poza których dochodziły, stłumione obiciem, gardłowe okrzyki, łkania, wymówki, śmiech spazmatyczny. Murzynka zastukała i nie czekając odpowiedzi, wprowadziła Małego.
 Irma była sama w zbytkownie urządzonym buduarze, obitym ciemnym jedwabiem i zalanym potokami światła. Chodziła po pokoju, deklamując coś głośno. Luźny niebieski penjuar, przybrany gipjurą, obejmował ją dokoła, jak obłok. Z odwiniętego aż po ramię rękawa wychylała się śnieżna ręka o niezrównanej czystości linij i potrząsała nożem z masy perłowej, który wyobrażać miał puginał. W drugiej ręce, tonącej w obłoku gipjury, trzymała otwartą książkę...
 Mały zatrzymał się, olśniony. Nigdy jeszcze Irma Borel nie wydała mu się tak piękną. Nie była już tak blada, jak przy pierwszem spotkaniu. Przeciwnie, tchnęło od niej świeżością, twarz była lekko zaróżowioną, niby wdzięczny kwiat migdału, a mała blizna w kąciku warg wydawała się tem bielszą. Włosy, [ 255 ]których nie mógł dojrzeć za pierwszym razem, dodawały jej jeszcze uroku, łagodząc twardy, dumny wyraz twarzy. Były to włosy blond z popielatym odcieniem, delikatne, zwiewne, niby złocista mgła dokoła głowy.
 Na widok Małego pani przerwała deklamację; rzuciła nóż i książkę poza siebie, spuściła wdzięcznym ruchem rękaw i podeszła do gościa, wyciągając doń rękę po męsku:
 — Dzieńdobry, sąsiedzie! — rzekła z miłym uśmiechem — zastał mnie pan w przystępie furji tragicznej. Studjuję roię Klitemnestry... Prawda, że porywająca?
 Usadowiła go przy sobie na kanapie i zaczęła się ożywiona rozmowa.
 — Pani (nie śmiał jej tytułować „sąsiadką“) poświęca się sztuce dramatycznej?
 — Oh, wie pan, taki sobie kaprys tylko, tak samo jak się poświęcałam rzeźbie i muzyce!... Zdaje się jednak, że tym razem wzięło mnie to naprawdę... Będę debjutowała w Teatrze Francuskim.
 W tej chwili wielkie ptaszysko z głośnym furkotem skrzydeł usiadło na głowie Małego.
 — Niech się pan nie obawia — powiedziała dama, śmiejąc się z jego przerażonej miny — to mój kakatoes, kochane stworzonko, które przywiozłam sobie z wysp Markizów.
 Wzięła ptaka, przemówiła do niego po hiszpańsku, popieściła i zaniosła na złocony drążek w drugim końcu pokoju. Mały otwierał wielkie oczy... Murzynka... kakatoes... Teatr Francuski, wyspy Markizy...
 ...Co za dziwna kobieta!... myślał, zachwycony.
[ 256 ] Dama usiadła koło niego. Głównym punktem, około którego obracała się z początku rozmowa, był Sielski Dramat. Pani czytała go i odczytywała parokrotnie od wczoraj, niektóre ustępy umiała już napamięć i deklamowała je z zapałem. Nigdy jeszcze próżność Małego nie była tak mile połechtana. Irma Borel zdawała się bardzo interesować jego osobą, wypytywała, ile ma lat, jaki tryb życia prowadzi, czy dużo bywa w towarzystwach Paryża, czy jest zakochany?... Mały odpowiadał na wszystko zupełnie szczerze, tak, iż wkrótce pani wiedziała już o istnieniu Kubusia-Matki, znała dzieje domu Eyssette i owego utraconego ogniska domowego, które dzieci przysięgły sobie odbudować. Tylko o pannie Pierrotte nie wspomniano ani słowa. Zamiast niej, wystąpiła panna, wysokiego rodu, która zapłonęła miłością do Małego, oraz okrutny ojciec — biedny Pierrotte!— sprzeciwiający się ich szczęściu.
 W ciągu tych zwierzeń ktoś wszedł do salonu. Był to stary rzeźbiarz o siwych długich włosach; udzielał on pani lekcyi w tym okresie, kiedy poświęcała się sztuce plastycznej:
 — Założę się — powiedział, spoglądając figlarnie na Małego — założę się, że jest to ów neapolitański poławiacz korali.
 — Zgadł pan — roześmiała się i zwracając się do mocno zdziwionego tem mianem poławiacza, rzekła:
 — Czy pan nie przypomina sobie naszego spotkania pewnego pięknego poranku?... Szedł pan, potargany, z rozpiętą koszulą, obnażoną szyją i glinianym dzbanem w ręku... Zdawało mi się, że stanął przede[ 257 ]mną jeden z tych małych poławiaczy korali, których widują się w zatoce Neapolitańskiej... Wieczorem opowiadałam o tem moim znajomym; nie domyślaliśmy się jednak wcale, że mały poławiacz korali jest wielkim poetą i że na dnie owego glinianego dzbana spoczywa „Sielski Dramat“
 Mały był w siódmem niebie. Czyż można było wyrazić umiejętniej zachwyt a zarazem szacunek?! Uśmiechnął się skromnie i pokłonił. W tej chwili „Biała Kukułka“ wprowadziła nowego gościa. Był nim nie kto inny, jak wielki poeta indyjski z kawiarenki, Baghawata. Podszedł do pani domu i podał jej książkę w zielonej okładce.
 — Odnoszę pani jej motyle. Co za dziwaczny utwór!
 Pani zatrzymała go ruchem ręki. Zrozumiał, ze autor jest obecny i spojrzał na niego z wymuszonym uśmiechem. Zapanowało kłopotliwe milczenie, które przerwał swojem wejściem trzeci gość. Był to profesor dykcji; obrzydliwy garbus w rudej peruce, o bladej twarzy; w uśmiechu ukazywał rząd spróchniałych zębów. Podobno, gdyby nie ów garb, profesor stałby się największym artystą dramatycznym naszych czasów. Nie mogąc z powodu kalectwa wstąpić na deski sceniczne, wynagradzał to sobie, przygotowując adeptów i rozsiewając plotki o wszystkich artystach współczesnych.
 Jak tylko się ukazał, dam a zawołała:
 — Czy widział pan izraelitkę? Jakże się popisała dziś wieczór?
[ 258 ] Izraelitka — to Rachel, wielka artystka, stojąca wówczas u szczytu sławy.
 — Stacza się coraz niżej — odpowiedział profesor, wzruszając ramionami. — Odrobiny talentu nie ma ta kobieta... Istna dziewka, istna dziewka!...
 — Istna dziewka... — powtórzyła uczennica, a za nią z głębokiem przekonaniem obaj pozostali panowie.
 W chwilę potem zebrani poprosili panią domu, aby coś zadeklamowała.
 Nie dała się długo prosić, wstała, wzięła do ręki nóż z masy perłowej i odwinąwszy rękaw penjuaru, poczęła deklamować.
 Źle czy dobrze — Małemu trudno było o tem wyrokować. Olśniony tą cudną śnieżną ręką, zahypnotyzowany koroną złotych włosów, którą Irma potrząsała gwałtownie, pochłaniał ją wzrokiem, ale nie był w stanie słuchać. Gdy skończyła, oklaskiwał ją głośniej od innych i zkolei oświadczył, że Rachela — to istna dziewka, istna dziewka!...
 A potem śnił całą noc o tem śnieżnem ramieniu i złotawej mgle, gdy zaś z nadejściem dnia zasiadł przy swoim warsztacie, czarowne ramię ciągnęło go za rękaw. Nie będąc w stanie pracować, a nie chcąc wychodzić z domu, napisał do Kubusia list, w którym sławił uroczą sąsiadkę.
 „Ach, mój drogi, żebyś ty wiedział co to za kobieta! Umie wszystko, wie wszystko! Komponowała sonaty, malowała obrazy! Na kominku stoi posążek Colombiny — to jej dzieło. Od trzech miesięcy studjuje tragedje i grywa je już lepiej od owej sławnej Rachel, nawiasem mówiąc, okazuje się, że ta Rachel, to [ 259 ]tylko ordynarna dziewka. Jednem słowem, jest to kobieta, jakiej nie umiałbyś sobie nawet w marzeniu wyobrazić. Wszystko widziała, wszędzie była. Nagle rzucł w rozmowie: — „Kiedy byłam w Petersburgu...^ — a po chwili oświadcza, że woli przystań na Rio, niż w Neapolu. Na kakatoesa, którego przywiozła z wysp Markizów, murzynkę, którą zabrała po drodze z Poit au Prince. Ale prawda, ty ją znasz przecie, tę murzynkę. Jest to dziewczyna spokojna, dyskretna, wierna; przemawia zawsze tylko przysłowiami, na wzór poczciwego Sanszo. Gdy mieszkańcy kamienicy chcą ją pociągnąć za język, czy jej pani jest zamężna, czy istnieje na świecie pan Borel, czy jest tak bogaa, jak o niej mówią — „Biała Kukułka” odpowiada w swojem narzeczu: — Sprawy koźlęcia nie są sprawami — barana — albo — Tylko trzewikowi wiadomo, czy pończocha ma dziury. — Ma tych przysłowi cały zapas w zanadrzu i plotkarze odchodzą, jak niepyszni... Czy wiesz, kogo między innymi spotkałem u damy z pierwszego piętra? Poetę indyjskiego z kawiarenki, wielkiego Baghawatę, we własnej osobie. Zdaje się, że jest mocno zakochany i układa dla niej piękne poematy, w których porównywa ją kolejno to do kondora, to do lotosa, to do bawołu; ale dama niewiele sobie robi z jego hołdów. Zresztą, musi być do hołdów przyzwyczajona: wszyscy artyści, którzy u niej bywają — a zaręczam ci, że są między nimi prawdziwe wielkości — kochają się w niej nazabój.
 Jest taka piękna, tak przedziwnie piękna!... Doprawdy, mógłbym się obawiać o swoje serce, gdyby już nie było zajęte. Mam na szczęście puklerz w [ 260 ]„czarnych oczach”. Drogie „czarne oczy”!spędzę z niemi cały wieczór dzisiejszy i będziemy wciąż mówili 0 tobie, Matko!...”
 Mały kończył list, gdy lekko zastukano do drzwi. To dama z pierwszego piętra przysyłała mu przez „Białą Kukułkę” zaproszenie do loży Teatru Francuskiego na dzisiejszy wieczór. Występować miała „Dziewka“. Byłby przyjął z najwyższą chęcią, ale przypomniał sobie, że nie ma fraka, był tedy zmuszony odmówić, Wprawiło go to w zły humor....Kubuś powinien był pomyśleć o fraku dla mnie... To nieodzowne, gdy się pojawią recenzje, będę musiał przecież składać podziękowania krytykom... Jak się obejść bez fraka?!... Wieczorem poszedł do pasażu Saumon. Ale ta wizyta nie rozpogodziła go bynajmniej. Seweńczyk śmiał się za głośno, panna Pierrotte była za silną brunetką... Próżno „czarne oczy“ dawały mu znaki i prosiły słodko w mistycznym języku gwiazd: — „Kochaj mnie!” — niewdzięcznik udawał, że nie rozumie. Po obiedzie, gdy nadeszli państwo Lalouette, usiadł w kącie smutny i nachmurzony; pozytywka wygrywała swoje kawałki, jemu zaś stała przed oczami Irma Borel, królująca w loży: śnieżne ręce igrały wachlarzem, złocista mgła iskrzyła się w jarzących światłach sali....Jakbym ja się wstydził, gdyby mnie ona zobaczyła w podobnem otoczeniu! — myślał.
 W ciągu kilku następnych dni nie zaszło nic nowego. Irma Borel nie dawała znaku życia. Stosunki między pierwszem a piątem piętrem były jakgdyby przerwane. Codziennie w nocy Mały, pochylony nad warsztatem rymów, słyszał zajeżdżającą przed dom [ 261 ]wiktorję; głuchy turkot powozu, okrzyk woźnicy; Bramę proszę!“ — wstrząsał całem jego ciałem. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale nie mógł bez wzruszenia słuchać nawet kroków powracające; do siebie murzynki; gdyby śmiał, poszedłby do niej zapytać jak się miewa jej pani. Mimo to wszystko, „czarne oczy” były jeszcze panami placu. Mały spędzał z niemi długie godziny. Resztę czasu przesiadywał nad warsztatem rymów, ku wielkiemu zdziwieniu wrobi, okolicznych, gdyż wróble w dzielnicy Łacińskiej, podobnie jak dama wielkich zalet, dziwne mają wyobrażenia o tem, co się dzieje w studenckich mansardach. Natomiast dzwony z St. Germain, biedne dzwony zamurowane na cale życie, niby karmelici, cieszyły się, widząc swojego przyjaciela, pochylonego wiecznie nad stołem, i chcąc mu dodać otuchy, grały mu pięknie, rozgłośnie.
 Tymczasem nadeszły wieści od Kubusia. Był w Nicei i szczegółowo opisywał swój pobyt:
 ...Co to za cudny kraj! Jak to morze, które widzą przed oknami, nastrajałoby cię poetycznie! Ja nie mam nawet czasu nacieszyć się niem... nie wychodzę wcale z domu — Markiz dyktuje całemi dniami. To szatan nie człowiek! Niekiedy między dwoma zdaniami podnoszę głowę, widzę mały czerwony żagielek na horyzoncie i znowu biorę się do pisania... Panna d’Hacquevilie wciąż bardzo chora. Słyszę, jak kaszla i kaszla nad nami... Ja też zaraz po przyjeździe zaziębiłem się mocno i nie mogę przyjść do siebie...”
 Trochę dalej Kubuś pisał o damie z pierwszego piętra w następujących słowach:
[ 262 ] „...Wierzaj mi, nie chodź więcej do tej kobiety, Zanadto skomplikowana dla ciebie, a nawet, wybacz, ale według mnie, to jakaś awanturnica. Ot, nie dalej, jak wczoraj, widziałem w porcie okręt holenderski, który tylko co odbył podróż naokoło świata i wrócił z masztami japońskiemi, ładunkiem drzewa z Chili i załogą różnobarwną, jak mapa geograficzna... Mój drogi, zdaje mi się, że twoja Irma Borel musi być podobna do owego statku. Takie włóczęgi przynoszą zaszczyt okrętowi, ale kobiecie — bynajmniej. Zazwyczaj te z pośród nich, które tyle świata widziały, umieją innym też trzy światy pokazać... Strzeż się, Danku, strzeż, a przedewszystkiem, błagam cię, niechaj „czarne oczy” przez ciebie nie płaczą!...“
 Ostatnie ta słowa trafiły Małemu do serca. Podziwiał tkliwość, z jaką Kubuś czuwał nad szczęściem tej, która go kochać nie chciała. — „O nie, Kubusiu, nie obawiaj się, one nie będą płakały z mojej przyczyny!“ — powiedział sobie i powziął mocne postanowienie zaniechać nadal bywania u Irmy Borel... A wiecie już, jak można polegać na uczciwych postanowieniach Małego!...
 Tego wieczoru nie słyszał prawie turkotu wiktorji, zajeżdżającej przed bramę. Pieśń murzynki nie oderwała go również od pracy. Była to noc wrześniowa, duszna i burzliwa. Drzwi pokoju były otwarte. Nagle zdało mu się, że usłyszał skrzyp schodów, wiodących na piąte piętro. Wkrótce uchwycił lekkie stąpanie i szelest sukni... Ktoś szedł na górę, ale kto to mógł być?.. „Biała Kukułka“ oddawna wróciła do sie[ 263 ]bie... Może dama z pierwszego piętra chciała się zobaczyć ze swoją murzynką...
 — To ona — mówił sobie, jak przygwożdżony do miejsca.
 Nagle jakaś wonna jasność wypełniła pokój.
 Drzwi skrzypnęły... ktoś wszedł...
 Mały, nie odwracając głowy, spytał drżącym głosem:
 — Kto tam?


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false