Dziennik (Krasiński, 1912)/5 sierpnia 1830
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik |
Pochodzenie | Pisma Zygmunta Krasińskiego |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wydania | 1912 |
Druk | Karol Miarka |
Miejsce wyd. | Mikołów; Częstochowa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały Dziennik Cały tom V |
Indeks stron |
Z wierzchołka Bréventu[1], wznoszącego się po drugiej stronie doliny Chamonix, widać krainę rozkosznej zieleni, a ponad nią dostojne państwo wielkości i opuszczenia. Ta sprzeczność uderzająca oczy, udziela się duszy i rodzi w niej dziwne uczucie. Czujesz, gdyby zapach róży, kwitnącej na odłamie lodu porwanego falami potoku. Zdaje się, że słyszysz jednocześnie westchnienia drobnego strumyka i groźne krzyki kaskady z gór pędzącej. Chmura ciężka piorunami płynie w powietrzu obok obłoku przesiąkniętego promieniami słońca. Tam burza grozi, wyżej już grzmi, a dalej, przegrzmiawszy, niknie, a jeszcze wyżej króluje szczyt Mont-Blanc, śmiejąc się z burz i stoi niewzruszony, gdy grzmot toczy się dokoła jego czoła dyamentowego, którego nie zdołał rozbić, od czasu, gdy ciśnięty w przestrzeń ma rozkaz Stwórcy, by zetrzeć w proch każdą przeszkodę na ziemi.
[ 173 ] W tych miejscowościach wyobraźnia może bujać dowoli z zupełną, swobodą. Może wzlatywać od szczytu do szczytu, od skały do skały — spuszczać się ślizgając po zaokrąglonych górach fali kaskadowej, podnosić się od parowu do parowu, rozwijać skrzydła i bujać nad ogromnemi przestrzeniami lodowemi, pokrytemi śniegiem, — iść dalej awanturniczą drogą portykami z lodu, błękitnawemi galeryami i ruchomymi mury, — zwiedzać kopuły i arkady, wodą potoków wyżłobione, piramidy śniegu wiatrem osypane, — rzucać się na dno przepaści po schodach fal, płynących w głąb ziemi, potem wrócić na górę, pędzona huraganem, co kręci się i wyje po szczelinach skał, — iść z biegiem wężowego strumyka, — zatrzymać się na chwilę, oddychając zapachem kwiatów przytulonych pod sklepieniem lodowem, deptać miękką murawę, rozciągnąć się na potoku i oddać się jego rwącej fali, — odbić się z ziemi i lecieć ku błyskawicy, co zdaje się wytryska ze skały, zanim jeszcze huragan w nią uderzy ciężkiemi skrzydły, zbliżać się do gromu, co śpi, budzi się i zasypia znowu na gór wierzchołkach; — znużona odpocząć może na łożu z mgły, opartej na słupach kryształowych, albo w kolebce z różowych chmur, kołysanych słodko w lazurze, podczas gdy wieczna cisza Mont-Blanc króluje nad wiecznym hałasem tego wszystkiego, co ją otacza, — wreszcie zstąpić w dolinę, dając się porwać lawinie, toczącemu się grobowi, co wymyka się z pośród świerków i jaskiń, pokrywając równinę olbrzymim grobowcem.
Oto co myślałem, stojąc na iglicy Bréventu. Ale wyobraźnia moja nie rozwinęła lotu. Zdala od Mont-Blanc bujała w stronach innych...
Przypisy
[edit]- ↑ Brévent (cz. Brejwan).
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |