Dziennik (Krasiński, 1912)/4 sierpnia 1830

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Dziennik
Pochodzenie Pisma Zygmunta Krasińskiego
Wydawca Karol Miarka
Data wydania 1912
Druk Karol Miarka
Miejsce wyd. Mikołów; Częstochowa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały Dziennik
Download as: Pobierz Cały Dziennik jako ePub Pobierz Cały Dziennik jako PDF Pobierz Cały Dziennik jako MOBI
Cały tom V
Download as: Pobierz Cały tom V jako ePub Pobierz Cały tom V jako PDF Pobierz Cały tom V jako MOBI
Indeks stron
[ 171 ]
OGRÓD.
Chamonix, 4 sierpnia 1930, 9 wieczorem.

 Dokoła surowego i dumnego Mont-Blanc widać tylko zniszczenie i nieszczęście. Zdawałoby się, że ucho jego uważne na harmonię sfer, płynącą niedaleko czoła, chciałoby uwięzić na zawsze natrętny gwar potoków toczących się z jego szczytu. I w swoim gniewie potężnym potrząsnął głową: kilka dyamentów lodu z korony jego spadło, wnet wieczny ich chłód przeszedł na fale, i wszystkie wesołe i żywe ongi — teraz nieruchome i smutne. Taki był początek morza lodowego. Brzegi jego składają się z czarnych skał, których iglice wznoszą się jak kopuły gotyckich katedr. Dokoła nie widać nic prócz lodu i śniegu, ponad nimi wiją się małe strumyki błękitne i chłodne. Wszędy przestrzeń szczeliny pocięły, jakby grom kładł pieczęć swą na każdym kroku. A jednak nie on to raczył zstąpić z niebiosów, by rozlać swój ogień po lodach posępnych i samotnych: to krople wody żłobią sobie drogi tajemnicze. Tak to w przyrodzie wielkie i małe środki spełniają to same dzieło. I kiedy postępowałem temi ślizkiemi ścianami otoczony mrocznemi górami i śniegowym całunem, smutek zaciężył na mem sercu. Zdało mi się, że chciałbym umrzeć w tych miejscach; — jednak nie sam; życzyłbym, aby jakaś druga dusza wzlot mój podzieliła ze mną.
 To smutne wrażenie trwało aż do chwili, w której spostrzegliśmy zielone wzgórze, wznoszące się na tle kryształu. Na swej podstawie lodowej stało nieruchome, lecz każde na niem źdźbło trawy [ 172 ]poruszało się z letnim wietrzykiem i nieco kwiatów jaśniało wśród murawy. Zdawały się wesołe, świeże i piękne, bo w tych miejscach ponurych i apatycznych jedynym były uśmiechem. Jedynem były wspomnieniem wiosny, która krążyła niegdyś dokoła Mont-Blanc w pierwszy dzień stworzenia. Odtrącona odlatując, spuściła ze swych skrzydeł nieco nieśmiertelników i stokroci, aby mówiły ludziom, że tędy przelatywała niegdyś. I aż dotąd mowa ich, chociaż niema, jest wyraźna. Patrząc na nie, myśli się o urokach maju; a róża w pałacu nie jest tak niczem wobec kępki murawy tam, gdzie geniusz zimy powiedział zieleni: „Nie pójdziesz dalej.“





#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false