Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XXII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 137 ]
XXII.

 Joanna po wyleczeniu, wróciwszy z Przytułku do Paryża, czy starała się odnaleźć swe córki? Odnaleść Duplata? — pytał Rollin dalej.
 — Duplat nie żyje — odpowiedziała Henryka.
 — Co?... umarł?...
 — Rozstrzelano go w ostatnich dniach Kommuny. Tak mówią przynajmniej.
 — A córki Joanny?
 — Nie odznaleziono ich.
 — Ale mimo to poszukiwano?
 — Bezskutecznie, niestety! Gdzie szukać bez wskazówek, bez żadnego śladu?...
 Gilbert wolniej odetchnął, czego nie był wstanie uczynić od początku powyższej rozmowy.
 — Widoczna pomyślał — Joanna o niczem nie wie i nigdy się nie dowie! Mogę być spokojnym.
 Ukończono śniadanie. Powstali od stołu, a Rollin chcąc [ 138 ]się ukazać dobrym ojcem, poszedł uścisnąć Marye-Blankę, poczem wyszedł z jadalni. Wróciwszy do swego gabinetu pracy, rozpoczął poszukiwania kopii testamentu hrabiego Emanuela d’Areynes, tej kopii przepisanej ręką księdza Raula.
 Henryce nie przyszło na myśl jak ważnych objaśnień dostarczyła swemu mężowi podczas rozmowy przy śniadaniu. Wierzyła, że Marya-Blanka była jej córką jaką wydała na świat wśród najstraszniejszych wypadków, w piwnicy przy ulicy Servan w ową noc pełną grozy dnia 27 Maja 1871 roku.

∗             ∗

 Nazajutrz, mniemany wicehrabia de Grancey stawił się w pałacu przed oznaczoną godziną.
 Mąż Henryki na niego oczekiwał.
 Odnalazł z wielkim trudem w dniu poprzednim, wśród wielkiego stosu papierów różnego rodzaju, w którym przeważały protesty, assygnacye, wyroki sądowe i nakazy, odnalazł mówimy ową kopję testamentu hrabiego Emanuela d’Areynes.
 Z gorączkową niecierpliwością oczekiwał na przybycie swojego gościa, pragnąc się dowiedzieć czyli ten, którego wybrał za zięcia, zdoła w tej kopii odkryć coś więcej po nad to co on sam widział.
 ów były pomocnik adwokata niezapomniał, iż zaproszonym został na śniadanie jakie odbyć się miało w towarzystwie pani Rollin i jej córki, której chcąc się podobać, przystroił się z najwyższą elegancya.
 — Szykowny wicehrabia! — pomyślał, spojrzawszy nań Gilbert. Taki piękny chłopiec, powinien od razu zdobyć serce i rękę naiwnej pensyonarki jaką jest Blanka.
 Po wzajemnem uściśnieniu ręki, Grancey zdjął kapelusz i okrycie, zapytując:
 — Cóż odnalazłeś wiadomą ci kopję?
 — Oto jest rzekł Gilbert, wskazując papier leżący na biurku.-Usiądź i czytaj, podczas, gdy ja będe palił cygaro. A może tobie podać je także?
[ 139 ] — Dziękuję... Później! Obecnie to by mi przeszkadzało.
 Usiadłszy przy biurku rozłożył papier.
 — Ach! jakież drobne, cienkie litery! prawdziwe łapki musze zawołał, spojrzawszy na pismo, którym był arkusz szczelnie pokryty.
 — Pismo klerykalne, mój kochany.
 — A zatem to ksiądz kopjował ten testament.
 — Kopjował go i dyktował kuzyn mej żony ksiądz d’Areynes, o którym ci mówiłem.
 — Ha! w takim razie trzeba go czytać z podwójną uwagą. Pal swoje cygaro i nieprzeszkadzaj mi proszę.
 — Bądź spokojny nie przemówię słowa.
 Mniemany wicehrabia rozsiadł się wygodnie i rozpoczął lekturę kopii pół głosem, powtarzając dwukrotnie każde zdanie, ważąc każde słowo, zanim przeszedł do następnego.
 Wstęp i pierwsze zastrzeżenia testamentowe znane czytelnikom, nie znalazły opozycyi z jego strony.
 Gdy doszedł do wyliczania walorów przedstawiających aktywa sukcessyi, wyliczenie to kończące się wyrazami: „przedstawiają całość czystego dochodu sto siedemdziesiąt tysięcy franków“ zatrzymał się na tym punkcie.
 — Co to znaczy? rzekł, zwracając się do Gilberta — mówiłeś mi o dochodach wynoszących dwieście tysięcy franków, a ja tu znajduję tylko sto siedemdziesiąt tysięcy. Jak mi to wytłumaczysz?
 — Z łatwością, w kilku wyrazach. Notaryusz rodziny d’Areyne’sów wynalazł sposób powiększenia renty, przez korzystne umieszczenie sum pieniężnych i podniósł tym sposobem dochody o trzydzieści tysięcy franków.
 — Chytry lis, ten notaryusz jak widzę! — zawołał, śmiejąc się Grancey. — Powierzył bym mu chętnie zarządzanie moim majątkiem.
 — Tu zaczął czytanie następnego paragrafu nakreślonego w tych słowach:

 „Ten kapitał nienaruszalny, nie ulegający sprzedaży, a wynoszący cztery miljony pięćset tysięcy franków, ma być w całości zachowanym dla mającego [ 140 ]przyjść na świat dziecka mojej synowicy Henryki Rollin z domu d’Areynes.

 „Gdyby to dziecię po urodzeniu się żyło, ma mu być oddanym w posiadanie tylko dochód z tego kapitału, w dniu w którym dosięgnie dwudziestego piewszego roku życia, lub w dniu jego małżeństwa, pod jednak niewzruszonym warunkiem w tym ostatnim razie, że małżeństwo zostanie poprzedzone kontraktem, zastrzegającym rozdział majątkowy pomiędzy mężem a żoną.
 „Z tych to dochodów, dziecię po dojściu do pełnoletności, ma wypłacać rentę dożywotnią swej matce, w ilości dwunastu tysięcy franków rocznie.
 „W razie, gdyby dziecko Henryki Rollin mające przyjść na świat w chwili, gdy piszę te słowa, nie dożyło czasu używalności dochodów od kapitału czterech miljonów pięćset tysięcy franków, ten kapitał ma pozostać nienaruszalnym, a Henryka Rollin ma pobierać zeń dochody aż do śmierci.

 „Gdyby Henryka Rollin zmarła bezpotomnie kapitał ma być podzielonym wtedy na cztery równe części i rozdzielony ma być jak następuje:

 Grancey przeczytał szybko ostatnie zastrzeżenia, a po ukończeniu uderzył w biurko gwałtownie pięścią.
 Gilbert wyglądający oknem, zwrócił się nagle.
 — Co to jest? — zapytał.
 — To, że ten cały testament jest bezrozumny!
 — Wiem o tem dawno — odrzekł mąż Henryki.
 — Och! nie tak jak ty to pojmujesz — zaczął mniemany wicehrabia — ale na korzyść twą właśnie. Kuzyn twojej żony ksiądz d’Areynes, może być jako kapłan orłem intelligencyi i nauki, ale najlichszy z trzeciorzędnych adwokatów, pomocnik nawet notaryusza z prowincyi, zna lepiej od niego kodeks pod względem ustaw testamentowych. Jakiż niedoświadczony, jaki naiwny to człowiek!... Trzeba doprawdy widzieć tę kopję przed sobą, aby uwierzyć w istnienie czegoś podobnego!
 — Cóż on uczynił!? — zawołał Gilbert.
 — Nagromadził głupstw, banialuków setkami. Zastrzeżenia unieważniają się nawzajem! Proszę wytłumacz [ 141 ]mi jeden szczegół — dodał po chwili — Gdy ten testament został redagowanym, musiałeś znajdować się w bardzo złych stosunkach z hrabia Emanuelem d’Areynes.
 — Tak, w rzeczy samej.
 — Domyślałem się tego. Widać tu wyraźnie intencyę testatora, aby ci wzbronić przyłożenia ręki do kapitału. Ztąd te burzliwe zastrzeżenia, skutkiem których wynika najkompletniejsza nieważność testamentu. Bo zresztą co znaczy ten pierwszy warunek?

 „Kapitał nienaruszalny, nie ulegający sprzedaży a wynoszący cztery miljony pięćset tysięcy franków ma być zachowanym dla mającego się narodzić dziecka mojej synowicy Henryki Rollin, z domu d’Areynes. Wspomnione dziecko gdyby żyło, ma prawo użytkowania tylko z dochodów od kapitału:

 — A potem co?
 — Jakto... co potem? — zapytał Gilbert.
 — Naturalnie, co dalej? Testament zatrzymuje się na tym punkcie, co do dziecka. Gdyby dożyło pełnoletności lub małżeństwa będzie miało tylko prawo do użytkowania z dochodów od kapitału. A gdy by umarło pozostawiwszy dzieci, cóż pozostawi tym dzieciom po sobie. Niemoże zapisywać im dochodów, które same przez się po latach trzydziestu ulegną przedawnieniu. Nieprzyznano temu dziecku praw żadnych w testamencie, ale związano mu ręce.
 — To być niemoże!...
 — A jednak jest!... jasne jak słońce!... Dziecko wasze nie posiada praw żadnych rozporządzania dochodem, ponieważ testator już nim rozporządził. W razie śmierci waszej córki, to co jej przynależy, wróciło by do matki, a w razie śmierci tej matki, wystąpiliby ze swemi prawami Lotaryńczycy, Przytułki dla sierot, schronienia dla żebraków, infirmerje więzień Paryża i podzieliliby pomiędzy siebie ten piękny kąsek cztero miljonowy.
 „Powinieneś zrozumieć mój kochany — kończył de Grancey — że twój projekt, który na razie bardzo mnie nęcił, rozpływa się teraz w powietrzu jak bańka mydlana. Zaślubię [ 142 ]jak mówisz, twą córkę. Dobrze!... Niech umiera ona w pół roku, w rok, we dwa lata po zawarciu małżeństwa. Wszak to przypuszczalne nieprawdaż? Cóż nam dwom wtedy, tobie i mnie pozostanie z owych dochodów jakie mieliśmy pomiędzy siebie rozdzielać? Nic!... absolutnie nic!... A na tem jeszcze nie koniec.
 — A! mylisz się — wyszepnął Rollin.
 — Odczytuj sam ten zbiór głupich bredni — odparł de Grancey, podsuwając papier — odczytaj je z uwagą, teraz gdym cię objaśnił, a przyznasz, że niepotrzeba koniecznie być profesorem prawa na Fakultecie Paryża, aby zrozumieć nieważność i brak wszelkiej wartości w tym samym testamencie.
 Gilbert zmięszany i zaniepokojony milczał. Jeżeli Grancey mówił prawdę, wszystkie jego piękne projekta rozpadały się od razu w ruinę i pogrążonym by został w bardziej ciężkie warunki życia niż te o jakich mu mówiła jego żona wobec księdza d’Areynes i notaryusza.
 99 Mimo to wyraz: „Nieważność“ wymówiony przez Grancey’a zwrócił jego uwagę.
 — „Nieważność“! powtarzał sobie z cicha — „Nieważność“.
 I objąwszy czoło rękoma, zaczął odczytywać wyraz jaki teraz ukazywał mu się w zupełnie testamentowym świetle.
 Nagle, jego towarzysz wykrzyknął głośno:
 — Nie czytaj!... nie szukaj!... odnalazłem!
 — Co odnalazłeś?
 — Ha! do tysiąca piorunów!... sposób pochwycenia tego czteromiljonowego kapitału pozostawionego przez hrabiego d’Areynes.
 Gilbert zerwał się z krzesła. Oczy mu się zaiskrzyły.
 — Odnalazłeś ten sposób? — wyszepnął.
 — Tak i nie błahe te sto tysięcy franków rocznie będę ci dawał jeśli zaślubię twą córkę, ale dwa miljony dwieście pięćdziesiąt tysięcy franków, które będziesz mógł użyć na co ci się podoba.
 — Wytłumacz mi to jaśniej.
 — Wymówiłem wyraz: „Nieważność“ przed chwila i utrzymuję go bardziej niż kiedy, co znaczy, że można zwalić ten testament, ponieważ on jest cały nieważnym.
[ 143 ] — Ach! gdyby to było prawdą! — zawołał mąż Henryki.
 — Jest prawdą, nieodwołalnie! Zastrzeżenie dozwalające pannie Blance na używalność dochodów od kapitału od dnia jej pełnoletności lub małżeństwa, ale które nieprzewiduje nic w razie jej śmierci, na wypadek gdyby pozostawiła dzieci, rozpoczyna akt nieważności! Mąż twojej córki opierając się na fakcie, że testator działał w tym razie na szkodę potomków sukcesorki, może odwołać się do trybunałów, jakie przyjmę bez wahania jego reklamacye i wydadzą wyrok potwierdzający.
 — Być może, iż się łudzisz w tym razie?
 — Nie łudzę się wcale, a więcej powiem ci jeszcze. Warunek zastrzegający małżeństwo twej córki pod regułą rozdziału majątkowego, zawiera sam w sobie punkt nieważności. Używalność dochodów kończy się po upływie lat trzydziestu, kontrakt więc ślubny, którego sporządzenie zastrzeżono szanując warunki narzucone przez testatora, byłby sam w sobie punktem do rozpoczęcia procesu przez przyszłego jej męża żądającego dla żony kapitału, do którego ona ma prawo. Jest punktem do unieważnienia testamentu, powtarzam i dziwię się bardzo milczeniu zachowywanemu w tym względzie przez notaryusza rodziny d’Areynes, któremu ten błąd powinien był jasno wpaść w oczy.
 — Notaryusz jest przyjacielem mej żony — rzekł Gilbert.
 — To właśnie tłumaczy jego milczenie. Zresztą nic go nie obowiązuje do udzielania wskazówek, ponieważ testament został napisanym bez jego udziału.
 — Cóż nam więc czynić wypada?
 — Wykonać plan pierwotnie przez nas nakreślony, usuwając z drogi wszystkich, którzy by nam mogli przeszkadzać.
 — A więc moja żona — wyszepnął Gilbert.
 — Mówiłeś, że się nie zgodzi na małżeństwo zemną swej córki?
 — To niewątpliwe!
 — Nadmieniłeś jednak, że masz sposób pokonania trudności. Użyj go. Mając oczyszczoną i wolną drogę przed sobą, będę mógł użyć praw ojca. Panna Blanka będzie ci posłuszną, a ja z chwilą podpisania ślubnego kontraktu po[ 144 ]chwycę zająca, który nam przyniesie cztery miljony piąćset franków do podziału na połowę.
 — A notaryusz nie byłby nam równie przeszkodą, w tym razie? — zapytał Gilbert.
 — Nie! On nic nie może uczynić, a z chwilą unieważnienia testamentu, zniknie jego władza w zupełności.
 — Jak długo trwać może ten proces?
 — To pójdzie prędko. Wiem jak trzeba tę rzecz poprowadzić.
 — Daję ci więc zupełne pełnomocnictwo w tym razie — rzekł Rollin.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false