Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XV

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 91 ]
XV.

 — Panie! — rzekł ów nowo przybyły do mniemanego Grancey’a, proszę o kredyt na kilka godzin.
 — Najchętniej — odparł pierwszy — i jeżeli pan życzysz sobie dalej probować szczęścia, jestem na pańskie rozkazy.
 — Stokrotne dzięki za to zaufanie, ale korzystać zeń niechcę. Dość już straciłem. Nie będę grał więcej tej nocy. A ponieważ nie miałem honoru być panu przedstawionym, oto moja wizytowa karta.
 Tu podał wierzycielowi swój bilet dodając:
 — Proszę teraz o pańską wizytową kartę. Jutro a raczej dziś z rana, będę u pana o jedenastej z pieniędzmi jakie ci winien jestem.
 Grancey spojrzawszy na bilet ogranego drgnął cały. Wyczytał na brystolu adres:

GILBERT ROLLIN
Nr. 23 ulica Vaugirard

 Gilbert Rollin!... Ow dłużnik Duplata. Człowiek, którego od chwili swego przybycia do Paryża szukał nadaremnie!... Z którego obiecywał sobie wydostać sto pięćdziesiąt tysięcy franków, przynależnych byłemu kapitanowi Kommuny.
 Szczęśliwy traf stawiał go przed nim niespodziewanie!...
[ 92 ] Ukrywszy swą radość, ukłonił się, mówiąc:
 — Prosiłbym pana, ażebyś zechciał pozwolić na małą zmianę...
 — Na jaką?
 — Będę potrzebował dla załatwienia nader ważnego interesu, wyjść jutro bardzo rano i właśnie będę w pańskiej dzielnicy o jedenastej godzinie. Pozwól mi pan więc przyjść do siebie, w miejscu oczekiwania na twoje przybycie w moim mieszkaniu.
 — Niech i tak będzie rzekł Rollin. Raz jeszcze dziękuję za pańską grzeczność.
 Tu wyszedł, a wkrótce za nim i Grancey się oddalił.
 Oprócz dziesięciu tysięcy franków jakie mu Gilbert był winien, wygrał sześć tysięcy.
 — Tyle szczęścia na raz! — myślał idąc na ulice Caummartin. — Otóż jestem panem poważnej sumy pieniędzy, jaka zaokrągla się z dniem każdym, a obok tego odnalazłem owego Rollina! Traf potężnym jest władcą! Staje się teraz moim sprzymierzeńcem, ułatwia mi moje plany, skoro na jutro przygotował spotkanie o jakim nie marzyłem wcale!
 Wróciwszy do siebie, Grancey natychmiast spać się położył.
 Potrzebował spoczynku, ażeby nazajutrz przedstawić się u swego dłużnika z jasnym i trzeźwym umysłem.
 O dziewiątej, po kilku godzinach snu twardego, podniósł się żwawo, a ubrawszy ze szczególną starannością, włożył do pugilaresu weksle podpisane prrez Gilberta na Duplata i wyszedł o dziesiątej.
 Postanowił iść pieszo na ulicę Vaugirard potrzebując rozmyśleć się, a przekonany, że nic bardziej nie sprzyją rozmyślaniu nad ranną przechadzkę, szedł zwolna ulicami Paryża.
 Punktualnie o jedenastej, zadzwonił do drzwi pałacu d’Areynes’ów, którego wygląd wspaniały mocno go zadowolnił.
 — Stary hrabia d’Areynes, umarł bez wątpienia — mówił sobie. Zabrali po nim pieniądze. Weksle Serwacego Duplat, to sztaby czystego złota!
 Drzwi pałacu otworzono. Ukazał się odźwierny.
[ 93 ] Pan Gilbert Rollin jest w domu? — zapytał Grancey.
 — Jest, panie.
 — Proszę mu oddać tę moją kartę, on mnie oczekuje.
 — Niech pan raczy przejść dziedziniec i zwrócić się w stronę pałacu. Powiadomię kamerdynera.
 Tu zadzwonił dwukrotnie, dając znać o czyjemś przybyciu, podczas gdy Grancey z biletem wizytowym w ręku wchodził na stopnie peronu.
 Kamerdyner otworzył mu drzwi z zapytaniem:
 — Czy to pan jest owym oczekiwanym przez pana Rollin?
 — Tak, ja nim jestem.
 — Proszę pójść za mną
 Weszli obadwa na szerokie marmurowe wschody pokryte czerwonym kobiercem, a prowadzące do apartamentów Gilberta.
 Zbytkowne urządzenie pałacu oszałamiało byłego galernika.
 — Ho! ho! pomyślał mam sprawę z człowiekiem z wyższej sfery, bardzo bogatym, a więc i potężnym. Wzdrygnie się i gniewem zapłonie usłyszawszy o co chodzi... Trzeba być przezornym i powściągliwym w postępowaniu...
 Wszedłszy do obszernego przedpokoju okolonego ławkami, kamerdyner prosił przybyłego, aby zatrzymał się chwile i wszedł do apartamentów swojego pana.
 Gilbert leżał na szeslongu czytając dziennik sportowy.
 — Osobistość, na którą pan oczekuje, przybyła — rzekł służący. — Oto bilet.
 Mąż Henryki spojrzał na kartę.
 Na rogu biletu wypisano ołówkiem te słowa:

Ulica Tour d’Auvergne“.

 — Wprowadź pana wicechrabiego de Grancey — rzekł wstając, ażeby pójść na spotkanie swojego wierzyciela.
 Przybyły ukazał się we drzwiach.
 W szulerni Leokadyi, Rollin nie zwracał uwagi na fizyognomję młodzieńca, który wydawał mu się takim, jak wszyscy inni gracze.
[ 94 ] Inaczej było obecnie.
 Za jego wejściem, uderzony został regularnością jego rysów twarzy, intelligencyą spojrzenia, dystynkcyą w całem zachowaniu się i elegancya.
 Wszystko to razem oznajmiało człowieka z wyższej rodowej sfery, hulakę, być może, kompromitującego w miejscach podejrzanych swą tarczę herbową, ale bądź co bądź szlachcica.
 Podszedł ku niemu i podał mu rękę.
 Mniemany Grancey uścisnął ją z serdecznością.
 — Raz jeszcze, panie wicehrabio — rzekł Rollin — uważam sobie za obowiązek podziękować ci za okazane mi zaufanie i wyświadczoną przysługę. Pomimo nawet zapłacenia długu, co natychmiast uczynię, zachowam dla pana głęboką wdzięczność! Siadaj pan, proszę!
 Przybyły usiadł na krześle.
 Gilbert otworzywszy w biurku szufladkę, wyjął kopertę zawierającą sześć banknotów tysiąc frankowych i podał je swojemu wierzycielowi.
 Przygotowałem to dla pana — rzekł — chciej przerachować.
 — Czyż to potrzebne?
 — Żądam tego.
 Wicehrabia przerachował, wsunął je w kopertę, a potem do kieszeni swego żakieta.
 — Jest to prawdziwa przyjemność — odrzekł — być pańskim wierzycielem. Wywiązujesz się pan z długu znakomicie. To mnie ośmiela do przypomnienia ci o innej należytości bardziej poważnej...
 Tu przerwał.
 — O innym długu, bardziej poważnym? — powtórzył Gilbert zdumiony.
 — Tak, znacznie większym — poparł były galernik. — Długu zaciągniętym przez pana od lat dawnych, którego jednak ważności zaprzeczyć pan nie możesz.
 — Zdumienie Gilberta zmieniło się w niespokojność.
 — Nic nie rozumiem — rzekł z lekka zmienionym głosem. — Wytłumacz mi pan to jaśniej.
 — Zaraz to uczynię. Dług, o jakim mowa pochodzi z przed siedemnastu laty.
[ 95 ] Rollin drgnął i pobladł.
 — Jeżeli nie zgłosiłem się wcześniej do pana z moim zadaniem — mówił dalej Grancey to dla tego żem niewiedział, jako niezamieszkały w Paryżu, gdzie pana odnaleźć? Przyjechałem dopiero od dni kilku. Traf mi posłużył w tym razie, wiodąc mnie na ulicę Tour d’Auvergne, gdzie miałem szczęście spotkać pana i gdzie mi dałeś swój adres.
 — Zachodzi tu wyraźnie jakaś pomyłka, nieporozumienie, wynikłe być może z podobieństwa nazwiska — zawołał Gibert. — To niemożliwe, ażebym ja był pańskim dłużnikiem!...
 — Pomyłka mogłaby być przypuszczalną, choć mało prawdopodobną — rzekł Grancey. Zresztą łatwo będzie zbadać, czy ten błąd istnieje, jeżeli pan pozwolisz zadać mi sobie kilka zapytań.
 — Słucham i jestem gotów odpowiadać.
 — Pan jesteś żonatym?
 — Tak.
 — Hrabia d’Areynes stryj pańskiej żony umarł?
 — Tak.
 — Pańska żona nazywała się z domu d’Areynes?
 — Nie inaczej.
 — Była synowicą hrabiego Emanuela d’Areynes?
 — Tak jest.
 — Jak dawno?
 — Przed siedemnastoma laty.
 — Pańska żona uprawomocniona została od owego czasu do używalności dochodów z majątku hrabiego.
 — Niezaprzeczenie.
 — Skoro tak, jest dowód, że niepopełniłem pomyłki. Jesteś pan Gilbertem Rollin, tym, który podpisał weksle, o zrealizowanie których przychodzę się dziś upomnieć.
 Mąż Henryki nie odgadując jeszcze wzupełnościtej postawionej przed sobą zagadki, stał milczący i niemy.
 Pan mi nie wierzysz? — ozwał się ów pseudo-wicehrabia.
 — Ażebym uwierzył, potrzebuję zobaczyć te weksle, o których pan mówisz.
 — Jest to dług wynoszący sto pięćdziesiąt tysięcy franków, przedstawiony w czterech wekslach, po trzydzieści sie[ 96 ]dem tysięcy pięćset franków w każdym, a wydanych na zlecenie Serwacego Duplat, byłego kapitana Kommuny, pod datą 27 Maja 1871 roku, z zastrzeżeniem prolongaty co sześć miesięcy licząc od dnia, w którym pani Rollin z domu d’Areynes, obejmie w posiadanie dochody ze spadkowego majątku po stryju, hrabim Emanuelu d’Areynes.
 Gilbert zachwiał się jak uderzony gromem. Twarz mu pobladła, wzrok zabłysł jakimś dzikim ogniem, ręce mu drżały.
 Posłyszawszy nazwisko Duplat’a cała przeszłość, którą sądził być unicestwioną, zapomnianą, ukazała się przed nim żyjąca, pełna groźby.
 Serwacy Duplat... jego wspólnik!... ów rabuś, łupieżca, złodziej, który ukradł dzieci Joanny Rivat, z których jedno uchodziło dziś za jego córkę!...
 Serwacy Duplat, którego zadenuncyował w nadziei, że go skażą na rozstrzelanie, a tym sposobem rozerwą łańcuch przykuwający ich obu do siebie!...
 Serwacy Duplat, deportowany, o którym sądził, że umarł, ponieważ po ogłoszeniu amnestyi ów łotr nieukazał się wcale!...
 Żył on więc jeszcze? ów były sierżant 57 bataljonu Gwardyi narodowej, ów były kapitan kommunistów?
 Kto był ów wicehrabia de Grancey, który się nagle ukazał żądając wypłaty pieniężnej za popełnioną zbrodnię przed siedemnastoma laty?
 Zkąd przybył ten człowiek? Co wiedzieć mógł o przeszłości Rollin’a i jakiej broni użyć dla poparcia swojego żądania postanowił?
 Przygnieciony temi myślami Gilbert, czuł wrzenie w mózgu i nie był wstanie na razie wygłosić jednego zdania.
 Stał osłupiały, oszołomiony, blizki obłąkania.
 Nasz były galernik, badał go wzrokiem na zimno, bawiąc się jego przerażeniem.
 — Sądziłem, że jest silniejszym myślał sobie. — Ow możny właściciel pałacu, zostaje, jak widzę, w zupełności na mojej łasce niełasce, jego przerażenie upewnia mnie o tem. Rzecz jasna, iż istnieje jakaś straszna tajemnica pomiędzy nim a Duplat’em!
[ 97 ] — Niepodobna panie — rzekł głośno do Gilberta — ażeby rzecz tak ważna zatarła się w pańskiej pamięci! Stawiłem panu niezaprzeczone dowody, ażebyś był przekonanym o słuszności moich wymagań.
 Gilbert Rollin podniósł głowę.
 Jego wzburzenie mózgowe uspokoiło się nagle. Odzyskał krew zimną i był gotów do walki.
 Przedewszystkiem zbadać postanowił szczegółowo co wiedział w tej sprawie ów wicehrabia de Grancey?
 — Nie zaprzeczę mojego podpisu — odrzekł — skoro mi pan go przedstawisz, ale te weksle wydane były człowiekowi, któremu obecnie nic dłużny nie jestem i który zresztą już umarł...
 — Mylisz się pan — przerwał były skazaniec. — Serwaey Duplat żyje.
 — Żyje? — powtórzył Gilbert z przerażeniem.
 — Żyje... tak jak my oba. Osądzony za kradzież popełnioną w Numei na dziesięć lat ciężkich robót, niemógł korzystać z amnestyi udzielonej kommunistom. Pozostał tam. Mimo to jego prawa co do odbioru należytości, nienaruszonemi pozostały.
 — Będę oczekiwał dopóki nie przyjdzie sam się upo mnieć.
 — Nie przyjdzie, ponieważ ja jestem jego reprezentantem. — Na mocy jakiego prawa?
 — Kupiłem od niego te weksle.
 — Dowód?
 — Niezaprzeczony, ponieważ mam je w swym ręku.
 — To jeszcze nie przekonywa, ażeby one były legalnemi.
 Na te wyrazy, mniemany Grancey rzucił się jak człowiek zraniony w swej osobistej godności.
 — Panie! to obelga! — zawołał — nie poważ się powtórzyć mi tego!...
 — Lecz panie, staw się w moim miejscu odparł Gilbert. — Potrzebuję wiedzieć przede wszystkiem, kto pan jesteś?
 — Jestem wicehrabia de Grancey, urodzony Amboise, departamencie Indre i Loire. Amboise znajduje się w po[ 98 ]bliżu Paryża. Możesz pan tam powziąść co do mnie objaśnienie, jak ja je powziąłem o panu.
 — O mnie?...
 — Będąc pańskim wierzycielem, dowiedzieć się chciałem, rzecz prosta, czy pan jesteś wypłacalnym. A dowiadując się o tem, posłyszałem i wiele innych rzeczy...
 — Jakich mianowicie? — zapytał Gilbert, zbierając całą energję.
 Grancey zdecydowanym był stawić wszystko na kartę.
 Zauważywszy przed chwilą silne zmięszanie się swego dłużnika, korzystać zeń postanowił.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false