Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XVII

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 98 ]
XVII.

  — Pozwól stryju, abym ułożył ci wzór do napisania testamentu, jaki następnie przedstawię twemu uznaniu — zaczął wikary.
 Hrabia Emanuel wachanie się z odpowiedzią.
 — Wezwałeś go hrabio, aby zasięgnąć rad jego co świadczy tem samem o zaufaniu, jakie wtrącił Pertuiset w nim pokładasz!
 — Tak!... zaufanie bez granic! — zawołał starzec.
 — Dla czegóż więc to wachanie? Pozwól mu zredagować projekt testamentu, a jeżeli przyjmiesz pomieszczone [ 99 ]w nim zastrzeżenia, będziesz potrzebował tylko go skopjować i podpisać. Niejednokrotnie zauważyłem, że po napisaniu testamentu przez chorego, tenże odzyskiwał zdrowie, skutkiem wewnętrznego zadowolenia, wynikającego ze spełnionego obowiązku. Prawdopodobnie nie posiadasz hrabio u siebie stemplowego papieru? Mam go w domu. Przyniosę dwa arkusze, przyszedłszy na obiad. A zatem rzecz ułożona, mój stary przyjacielu.
 — Ułożona! — odrzekł hrabia, podając rękę doktorowi. — Raul robi zemną wszystko co zechce. Wieczorem, skoro przybędziesz, odczyta nam swój wzór do testamentu.
 — Zgoda! — odparł Pertuiset, ściskając rękę starca i skinął na wikarego by tenże wyszedł z nim razem.
 — Gdy się znaleźli w przedpokoju; doktor pochwycił obie ręce księdza, ściskając je z gorącą życzliwością.
 — Och! jesteś godnym kapłanem! — wołał — człowiekiem wielkiego serca! Przygotujże co rychlej ów wzór do testamentu, ażeby stryj mógł go skopjować i podpisać tego wieczora. Nalegam nie dla tego bym przewidywał jaką katastrofę, lecz wszystko jest możebnem na świecie! Pierwszy attak hrabiego, zażegnać zdołałem, wszak gdyby drugi nastąpił, mogłyby moje środki okazać się bezsilnemi, a tak mało potrzeba do wywołania tego drugiego ataku!
 Tu pożegnali się oba.
 Ksiądz Raul, odesławszy Piotra Rénand do hrabiego, którego z nakazu doktora nie pozostawiano samotnym, ani na chwilę, udał się do swego pokoju, ażeby tam przygotować ów akt, według tego, jak mu dyktowało jego własne serce. Praca, którą miał rozpocząć, była nietylko długą, ale i trudną, tak iż zaledwie ukończyć ją zdołał w chwili, gdy doktor wchodził do zamku.
 Przed widzeniem się z hrabią, udał się do księdza d’Areynes.
 — I cóż? — zapytał.
 — Skończyłem nareszcie odrzekł wikary, wskazując na wielki arkusz papieru cały ścisłym pismem pokryty. Trzeba było być jasnym, treściwym i to zabrało mi wiele czasu.
 — Jest żeś zadowolonym?
 — Co do mnie, tak. Nie wiem jak stryj osądzi?
[ 100 ] — Nie zmieniono godziny obiadu?
 — Nie, podadzą go jak zwykle, o siódmej.
 — Teraz jest pięta. Gdyby wypadło nam stoczyć potyczkę, mamy czas do jej wygrania. Nie widziałeś naszego chorego od chwili mojego wyjścia?
 — Nie, doktorze.
 — Idźmy więc do niego.
 I udali się do pokoju hrabiego Emanuela.
 Starzec drzemał na łóżku, ubrany, Piotr czuwał przy nim.
 Pertuiset skinął na służącego.
 Mój Piotrze wyszepnął, wziąwszy go na stronę nie trzeba pozwalać hrabiemu na takie drzemki. Ja tego niechcę! Od jutra, będziesz wyprowadzał swojego pana na przechadzkę do parku, po śniadaniu, gdzie staraj się przedłużać ów spacer o ile można. Wróciwszy, może wypalić jedno cygaro, nie więcej! Ksiądz Raul niech mu opowiada jakie historye, lub zagra z nim partyę szachów. Starajcie się go rozbawiać i trzymać w rozbudzeniu, ponieważ niechcę ażeby w dzień sypiał. Byłoby to dla niego niebezpiecznem.
 Pojmujesz księże wikary?
 — Zrozumiałem i zastosuję się do tego.
 Hrabia poruszył się na łóżku i przebudził. Spostrzegłszy Pertuiset’a, podał mu rękę.
 Czy to już pora obiadowa? — zapytał.
 — Nie jeszcze, dopiero piąta godzina. Gdy jednak mają się załatwiać bardzo ważne sprawy pomiędzy tobą, hrabio a twoim synowcem i raczyłeś mnie zaszczycić żądaniem, abym był obecnym przy waszej rozmowie przybyłem wcześniej z dwoma stemplowanemi arkuszami.
 — Raul już skończył swoją robotę?
 — Skończyłem odrzekł młody kapłan, wskazując na złożony arkusz, jaki trzymał w ręku.
 Doktor usiadł w nogach łóżka chorego, wikary zajął miejsce przy wezgłowiu.
 Pan d’Areynes uniósłszy się nieco, podsunął poduszki pod plecy, przygotowując się do słuchania testamentowego pierwowzoru. Piotr Rénand wyszedł z pokoju, dyskretnie.
 — Mogę więc zacząć? — pytał młody kapłan.
 — Czytaj i bądź pewien, że będę słuchał z uwagą.
[ 101 ] Ksiądz d’Areynes rozłożywszy arkusz papieru, czytał zwolna, wyraźnie:

Mój testament“.

 „Ja, Emanuel d’Areynes, hrabia d’Areynes i de Fenestranges, zdrowy na umyśle, choć cierpiący na ciele, kreślę tu ostatnią mą wole.
 „Niniejszym Aktem testamentowym, zapisuję mojej synowicy Maryi Henryce d’Areynes, żonie Gilberta Rollin zamieszkującej wraz z nim w Paryżu, użytkowanie z nieulegającego sprzedaży kapitału, w sumie czterech miljonów, pięćset tysięcy franków...
 Hrabia Emanuel zerwał się zdumiony i chciał coś powiedzieć. Nie pozwolił mu na to ksiądz Raul.
 — Nie przerywaj mi stryju, błagam! — zawołał. — Pozwól czytać dalej, wysłuchaj do końca! I czytał:
 — W ruchomościach i nieruchomościach, jako też w różnych walorach, których dowody własności są złożone u mego notaryusza, pana Pinguet, zamieszkałego w Paryżu, przy ulicy Piramid Nr 18, a przynoszących ogółem czystego dochodu sto siedemdziesiąt tysięcy franków.
 „Kapitał ten, nie ulegający sprzedaży, ani mogący być naruszonym, w sumie czterech miljonów pięćset tysięcy franków, ma być zachowanym w całkowitości dla mającego się narodzić dziecka mojej synowicy, Maryi Henryki Rollin, z domu d’Areynes.
 „Dziecięciu temu, jeśli żyć będzie, wolno wejść w posiadanie tego kapitału, nie prędzej wszakże, jak w dniu, w którym ukończy dwudziesty pierwszy rok życia, lub w dniu jego małżeństwa, pod surowo zastrzeżonym warunkiem w tym ostatnim razie, że małżeństwo ma zostać poprzedzone kontraktem, zastrzegającym prawo oddzielenia na wyłączną własność tego dziecka tak dóbr jak i majątku.
 „Użytkujące z tego kapitału dziecię mojej synowicy, skoro dojdzie do pełnoletności, obowiązanem będzie wypłacać roczną dożywotnią rentę, w sumie dwunastu tysięcy franków matce i ojcu, lub któremu z nich dwojga żyjących.
 Hrabia d’Areynes przecząco potrząsnął głowa.
 Nie!... nie!... — zawołał — nic ojcu!
[ 102 ] — Lecz stryju... — szepnął wikary.
 Starzec dokończyć mu niepozwolił.
 — Nic! powtórzył tonem jaki nie pozostawiał miejsca do żadnych replik, ni wniosków.
 — Nic!... temu człowiekowi!... Nic ojcu!... Wykreśl to, i czytaj dalej.
 Wikary czytał, przekreśliwszy kilka wyrazów, aby być posłusznym stryjowi.
 „Wrazie gdyby dziecko Henryki Rollin, które jeszcze na świat nie przyszło w chwili, gdy piszę te słowa, nie dożyło oznaczonego czasu, w którymby mogło zacząć użytkować z kapitału, kapitał ten pozostać ma nienaruszonym, a Maryi Henryce Rollin służy prawo pobierania odeń procentów do śmierci.
 „Gdyby Marya Henryka Rollin umarła bezpotomnie, kapitał natenczas ma być podzielonym na cztery równe części, jak następuje:
 „Jedna czwarta część dla gminy de Fenestranges.
 Usłyszawszy to, hrabia Emanuel zerwał się z okrzykiem:
 — Nie!... nigdy, Raulu!
 — Ależ dla czego?
 — Dla tego, że niechcę!
 — Rzecz dziwna! ozwał się doktor Pertuiset — wszak jesteś hrabio dzieckiem tej wioski, dla czegóż więc niemiałbyś wyposażyć swego rodzinnego zakątka?
 — Pytasz dla czego? — odparł d’Areynes z zaiskrzonem spojrzeniem. Czyliż więc oba zapomnieliście, że wojska niemieckie zdruzgotały armię francuzką? Że idą całą masą na Paryż, który uledz im będzie zmuszony! Francya natenczas podda się Niemcom, którzy utworzą prowincye na naszym gruncie! Prawem zwycięzcy, zabiorą Prusy Alzacye i Lotaryngię, jakich od tak dawna pożądają chciwie! Te prowincye oddane czasowo im, przestaną należeć do Francyi! I wy chcecie, ażebym ja Niemcom, naszym wrogom dziedzicznym, zapisywał miljony? Czyście rozum stracili, do czarta? Fenestranges, ta dotąd Lotaryńska wioska, zniemczyć się może! Nic nie dam! nic. Wykreśl to, Raulu, jeżeli chcesz ażebym umarł spokojnie! Ta czwarta część mojego majątku — mówił dalej — którą chciałeś abym zapisał rodzinnej mej wiosce, inne otrzyma [ 103 ]przeznaczenie. Ów miljon będzie rozdzielony pomiędzy Lotaryńczyków, mieszkańców Fenestranges, którzy stawią opór, i niezechcą uznać za pana i władzcę króla Pruskiego, gdyby Niemcy siłą opanowały Lotaryngje!
 — Ach! jak to pięknie! jak szlachetnie! zawołał doktór Pertuiset — a mnie coś podobnego nie przyszło do głowy!
 — Ani mnie również dodał wikary. Podziwiam natchnienie i zapał patryotyczny mojego stryja. Powyższy punkt w testamencie zostanie zmienionym.
 — Zmień go natychmiast! — wołał hrabia. — Pisz!... ja ci sam podyktuję.
 Ksiądz Raul wyjął ołówek z portfelu.
 — Jestem gotów — rzekł. — Dyktuj stryju.
 I zaczął pisać na marginesie, za dyktowaniem pana d’Areynes.
 „Jedna czwarta część mojego majątku, ma być rozdzieloną pomiędzy mieszkańców Fenestranges, tamże urodzonych, którzy by w razie zabrania przez Niemców Lotaryngii, opuścili ten kraj, pragnąc pozostać Francuzami.
 Wikary nakreślił to dosłownie.
 — Teraz, czytaj dalej — rzekł hrabia.
 „Jedna czwarta część, dla Zakładu Wychowawczego osieroconych dzieci, w departamencie Sekwanny. — czytał ks. Raul .
 „Jedna czwarta na Przytułki dla żebraków w departamencie Sekwany.
 „Jedna czwarta dla szpitali więziennych Paryża.
 — Otóż i wszystko mój stryju, — rzekł. — Według tych rozporządzeń, zabezpieczysz przed mężem Henryki majątek, który mógłby rozproszyć i zapewnisz jemu przyszłość, jak i jego żonie!
 — W rzeczy samej, bardzo to mądrze ułożone.
 — Jesteś więc zadowolonym?
 — Tak i żałuję tylko jednej rzeczy....
 — Czego?
 — A to, że niechciałeś przyjąć połowy tego majątku, którego byś użył na zacne, szlachetne cele.
 — To co posiadam, wystarczy. Wyrzucałbym sobie przez całe życie, wziąwszy cośkolwiek bądź z krzywdą tego dziecka jakie ma się narodzić. Mam nadzieję, że to dziecię [ 104 ]żyć będzie i potrafi godnie spożytkować majątek dany mu przez ciebie.
 — Pozwolicie mi zrobić pewną awagę? — zapytał Pertuiset.
 — Mów! — odrzekł pan d’Areyne.
 — Ksiądz Raul zapomniał, hrabio, o twoich starych sługach, o tych, jacy oddawna pracują dla ciebie.
 — To prawda, — odparł wikary. Na szczęście to zapomnienie naprawić można.
 — Ja to spostrzegłem, ozwał się hrabia, — nie podnosiłem wszelako głosu w tej sprawie, ponieważ przedtem pomyślałem już o tych ludziach. Mam zachowane w mej kasie żelaznej, trzysta dwadzieścia tysięcy franków, których użytek postanowiłem. Sumę tę doręczę tobie Raulu, wraz z notatka objaśniającą w jakiej ilości podział ma zostać dokonanym. Rajmund Schloss i Piotr Rénand, dostaną każdy po sto tysięcy franków, pozostała reszta, zostanie rozdzielona pomiędzy innych. Wszyscy, mam nadzieję, będą zadowoleni.
 „Co zaś do ciebie mój stary przyjacielu, — mówił, zwracając się do doktora, — nie przekażę tobie pieniędzy, lecz skromny upominek, ten pierścień, moją pamiątkę rodzinna.
 To mówiąc wsunął na palec doktora wspaniały pierścień z brylantem, dodając:
 — Przyjmij to kochany doktorze! Drobny ten dar niechaj ci przypomina, że ocaliłeś życie temu, który cię kochał prawdziwie i szczerze!
 Głęboko Pertuiset wzruszony, pochylił się ku hrabiemu z serdecznym uściskiem.
 — Dziękuję, mój stary przyjacielu — wołał z rozrzewnieniem. Dziękuję!
 — Teraz mówił hrabia — napisać należy mi dwie kopje tego testamentu; jedna tu pozostanie, w mej kasie żelaznej, drugą, doręczy Raul memu notaryuszowi w Paryżu.
 Przygotujcie wszystko co trzeba do pisania.
 Tu pan d’Areynes przy pomocy doktora podniósł się z łóżka i usiadł przy stole, gdzie pięknym czytelnym pismem kopjował dosłownie testament.
 Poniżej każdej z dwóch kopii dodał te słowa:
[ 105 ] „Pisałem w zamku de Fenestranges, dnia 30 Września 1870 roku.“ I podpisał.
 Obie te kopje zostały umieszczone w dwóch oddzielnych kopertach, na których po opatrzeniu każdej pięcioma lakowemi pieczęciami, położył napis:

To jest mój testament“.

 — Ach! — zawołał, wstając od stołu — jakąż ja teraz czuję ulgę!... jak jestem spokojny!
 Otworzywszy w biurku szufladę, schował tam dwa egzemplarze testamentu.
 — Przy odjeździe rzekł do wikarego zabierzesz to z sobą!
 Jednocześnie Piotr Rénaud ukazał się we drzwiach oznajmując, że obiad na stole.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false