Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/280

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

i z radością dowiedział się od nich, że obrazy rzeczywiście posiadały wartość wysoką. To go zachęciło; powoli i nie śpiesząc się, czynił starania, które uwieńczył nadspodziewanie dobry skutek. Jeden z arystokratów, wielbiciel Bacciarellego, posiadacz zasobnej galeryi, kupił główkę i obrazek Smuglewicza, płacąc lepiej, aniżeli pan Stanisław spodziewał się. Pozostał jeszcze portret jednej z Olaskich, młodej, dwudziesto paroletniej kobiety, o delikatnych, niezmiernie uduchowionych, owianych jakimś niesłychanym czarem, rysach. Chojowski przyglądając się tej dawno spopielonej postaci, odnajdywał w niej coraz więcej podobieństwa do Ludmiły, te modre, głębokie, rozjaśnione jakimś wewnętrznym odblaskiem oczy, patrzyły nań tak samo, jak młodej dziewczyny czasami, kiedy radosne uczucie je rozświetlało; ten zgrabny nosek, zakończony różowemi, śmiało zarysowanemi nozdrzami; te cokolwiek rozchylone usta, z zastygłemi jakby na nich słowami gorącej miłości, te drobne, bogato rzeźbione, harmonizujące z całą głową uszy, stworzone do chwytania pieszczonych dźwięków, wreszcie niektóre szczegóły w budowie twarzy, rywalizującej czystością linii z Magdaleną Carla Dolciego, wszystko to było wizerunkiem Ludmiły, zmąconym zlekka pierwiastkiem obcym, surowszym, bardziej męskim może, ale podnoszącym jeszcze wyżej harmonię, która tkwiła w tej głowie, namalowanej z pietyzmem, a wykończonej ledwie dającemi się spostrzegać, lekkiemi a jednak pewnemi pociągnięciami pędzla.

Młodzieńcowi żal było rozstawać się z tem arcydziełem, powiesił je sobie na ścianie, w swoim pokoiku kawalerskim i wpatrywał się w nie codziennie z upodobaniem. Teraz zaczynał lepiej rozumieć

272