Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/199

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Olaski, usłyszawszy tak niespodziewanie w wagonie, o wyborze córki, przeląkł się narazie. Nie mógł pojąć, kiedy się to stało, w jaki sposób ten nieznany młodzieniec zdołał w tak stanowczy sposób opanować serce młodej dziewczyny. Ale nie protestował wcale, znał bowiem doskonale nieugięty, wyrobiony, szlachetny nawskroś, szczery charakter córki i był przekonany, że to, czego Luda sobie życzyła, było dobrem i odpowiedniem zarówno dla niej samej jak i dla jej rodziców. Nie znał prawie Chojowskiego, który dotąd niczem nie zwrócił jego uwagi na siebie, brał go z początku za przeciętnego młodzieniaszka z Warszawy, bezmyślnego i goniącego za łatwem użyciem — urzędnika prywatnego, ale teraz powoli zmieniał o nim swoje zdanie.

Pan Stanisław pociągał go coraz bardziej swoją naturą refleksyjną, umysłem niepospolitym, charakterem wyrobionym i czystością duszy pozbawionej zupełnie niesympatycznych pierwiastków. Chojowski przychodził co parę dni wieczorami, nie chcąc narzucać się częściej swoją osobą. Przy stole rodzinnym czytano, rozmawiano, rojono o lepszej przyszłości i Olaski polubił to zgromadzenie, kończące się w dni pogodne spacerem po ożywionych ulicach, albo wycieczką do pobliskiego parku.

Chojowski, że się tak wyrazimy, nie śmiał nawet umaczać brzegu warg w tej krynicy szczęścia, jaką niespodziewanie los przed nim otworzył, ciągle drżał tajemną trwogą, czy to wszystko nie sen, nie złudzenie, nie miraż z pozoru tak bliski, a w rzeczywistości niedotykalny, daleki i niedostępny. Ludmiłę kochał, ale patrzył na nią z jakiemś niedowierzaniem, którego daremnie starał się pozbyć. W zakątku

191