Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/141

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

wysiłki, żeby sobie przyswoić te wszystkie poglądy i cierpliwie pisał pozycye w księgach fikcyjnie istniejącego interesu handlowego, którego był niby właścicielem. Nieraz z jego zbrużdżonego czoła spływała kropla potu, którą ocierał szybko, jakby się wstydząc swojej tępości. Z rozpaczą widział, że to co lekceważył doniedawna, przerastało jego zdolność pojmowania i nieraz proponował Chojowskiemu zaprzestać niewdzięcznej pracy.

— Daj pan pokój, panie Stanisławie kochany, — mówił z goryczą, — ludzie w moim wieku już się niczego nowego nie nauczą! To darmo!

Ale kiedy mu Chojowski przypominał, że od tego zależy jego posada, zbierał resztki sił, i pracował niezmordowanie, chociaż z małym rezultatem. Pan Stanisław niebawem doszedł do przekonania, że słowa jego ucznia były prawdziwe. Wchłaniać, przyswajać sobie, korzystać potrafi tylko młodość. Mimo to nie zniechęcał się, przeciwnie, dokładał wszelkich starań, żeby nauczyć zasad księgowania swojego dojrzałego ucznia, który oceniał jego pracę, chociaż nie potrafił się za nią niczem wywdzięczyć. Żona jego tylko podwoiła troskliwość i ze swej strony dogadzała jak mogła „poczciwemu panu Stanisławowi“ przy stole.

Pan Chojowski przyszedł nieco później, aniżeli zazwyczaj, bo dopiero o dziesiątej wieczorem. Zgórski odczytywał mu właśnie napisane dla wprawy pozycye, gdy wtem drzwi gwałtownie pchnięte otworzyły się i stanęła w nich mała, drobna brunetka, odziana w czarną, wełnianą, dobrze już przyszarganą sukienkę. Ujrzawszy ją, Zgórski podniósł ze zdziwieniem głowę.

133