Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/57

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



Zaskoczyła nas burza wśród martwego lasu
Niegotowych, nieprzygotowanych!
Tak długo sposobnego czekaliśmy czasu,
Nasłuchując znaków spodziewanych,
Lecz nie zjawiał się żaden — w niebie, ni w człowieku —
Nam leżącym w bezsiły letargu,
Z dłońmi w twardych okowach, na żelaznym ćwieku —
Wzywającym żywiołów zatargu.

Przez wiek długi spętani, niewolni, okuci
Sprzymierzeńczej czekaliśmy chwili,
Wulkanu, co wybuchem nas z grobu wyrzuci,
Gdzie nas żywych przemocą wtrącili, —
Orkanu, co rozpali w swych włosach gróz łuny
I rozpęta potęgi drzemiące
I w ręce niecierpliwe poda nam pioruny
Krzycząc: „Kujcie żelazo gorące!“

Sposobny wyzwolenia czas, o którym pola
Nasze marzą i śnią nasze dusze,
Stwarza długa, cierpliwa, wytężona wola
W wrzeń serdecznych tajnej zawierusze...
Czekała każda chwila nasza ziemi trzęsień,
Jak cięciwa drżąc, gdy jej zasięgną,
Myśl każda naprężona w nas była, jak mięsień,
Każde czucie napięte, jak ścięgno.


53