Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/186

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Jednak przebóg! W tej dzikiej wojennej zamieci
Nie są dziećmi wojsk owych szeregi!
O, ostatnie, najstarsze, najmędrsze z stuleci!
Zdziecinnienia osiągło-żeś brzegi?
To, coś samo wygnało do izby dla dzieci.
Dziś twe wszystkie pochłania zabiegi!

Cóż to za pszczoły brzęczą na skrwawionem polu?
Jakie miody w jakie niosą ule?
To roznoszą zatruty miód śmierci i bolu
Obłąkane, puszczone w lot kule!
Ulami ich są piersi człowiecze w okolu,
A wysłali je ojce kul, króle!

Hej, pomazańcy tronów, bo krwią pomazani,
Skąpi zmarłym święconych olejów!
Snadź obmierzła wam czcionka, która zbrodnie gani.
Czcionka waszych ksiąg i kaznodziejów!
Ugnietliście z niej kulę, która ludzi rani
I uśmierca, bliźniaczka szalejów!

Hej, niedość dbali ludzie, niedość czcionek lali
I zostało za dużo ołowiu...
Przeto leżą dziś krwawi i leżą tak biali
Na zbóż sianych przez siebie wezgłowiu,
Bo króle ołów w lufy nabili ze stali,
Bić-zabijać zawsze w pogotowiu.


182