Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/181

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



O, Francjo, Rewolucji szlachetna kolebko!
Zdradzałaś ty myśl własną i nas w wieku ciągu,
Zbywając nas ostrożnych wykrętów odczepką,
Zaślepiona w wygodzie i w złotym szelągu.
Dopiero dziś braterstwem jesteś głośna wielce
I wyznajesz wolności wszech ludowej wiarę,
Kiedy runęły czczone przez twą trwogę Cielce,
Kiedy w kurzawie leżą świata bożki stare.

Rzymie Piotrowy! Ty, co sam wzrosłeś ofiarą!
Wyparłeś się nas nieraz, choć byłeś powinien
Wiecznie sam nieustanną być ofiarną czarą
I lać w nią krew za prawdę z żył czerwonych rynien.
Dziś bierzesz nas w opiekę wzniośle i serdecznie
I dajesz nam ojcowskie swe błogosławienia,
Kiedy wolność przyznawać ludom — jest bezpiecznie
I jeno niewolnikiem jesteś powodzenia.

O, Francjo! Głos wyrzutu to twojego brata,
Który, kiedy byt gnębion knutem i żelazem,
Cierpiał sam, a dziś miłość ma całego świata,
Gdy miłować jest czasu korzystnym rozkazem.
Kościele-Matko! Żal to wiernego ci syna.
Którego kochać bałaś się, gdy marniał w klęsce
I dopiero dziś pierś twa przygarnia matczyna
Syna-nędzarza, kiedy wyrósł na zwycięzcę.



177