Page:Staff - Tęcza łez i krwi.djvu/155

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



I.

 

Gniew, który wstrząsnął krwawy tron Białego Cara,
Wyrok swój przeciw niemu zwrócił, jak miecz srogi!
Na głowach miast zakwitły czerwone pożogi
I w dłoni Buntu pieni się Wolności czara.

Anioły oszalałe, z krzykiem, z dzwonów trwogi
Wylatują i spełnia się sąd wieków: kara!
Po stuletnim letargu budzi się Ofiara,
Krwią ulice rumienią się i domów progi.

Idą Cyklopy pracy, którym Tłum na imię,
Czynić czarnemi dłońmi swe dzieło olbrzymie,
Parną krwią ociekają ich ściśnięte pieścić.

Rzucili, co kochają i z niemą rozpaczą
Nad bezlitością własnych rąk w sercu swem płaczą,
Ginac, jakby im nigdy nie śniło się szczęście.



151