ZIELONY KRZEW RÓŻANY...
Zielony krzew różany, co swe krwawe róże
Pod złoto słońca zwiesza w dół po szarym murze,
Dał mi swój kwiat gorący, bym na skroni bladej
Miał wieniec świeży podczas wczorajszej biesiady,
Na którą zaproszony z Kallistosa łaski
Zyskałem przyjaźń jego i nowe oklaski.
Gdyśmy, źródlaną wodę z winem z złotej czary
Pijąc, brzmień wysłuchali attyckiej cytary
A tancerki nubijskie w tkaninie przeźroczej
Nagością bronzu nasze upieściły oczy,
Pan mój i muz miłośnik wstał z trójłoża pierwszy
Prosząc, bym go upoił czarem swoich wierszy.
A właśnie podawano skroniom świeże wianki.
I patrzyły obecne Cezara kochanki
Zazdrośnie, gdy wiedzący o mych nocy męce
Kallistos wiódł mi ciebie w darze i podzięce,
Któraś z książęcym ojca rozdzielona trupem,
Triumf wodza zdobiła z Azji wzięta łupem.
Szłaś blada, nienawistnie spoglądałaś ku mnie,
Nie zgadując, że, mogąc cię gniewnie i dumnie
Rózgami, choć oporną, zmusić w moje łoże,
Nietkniętej wolność jutra darujęć w pokorze.
I gdym, nadając słowom tok dźwięczny i rzadki,
Miłość jął śpiewać wiersza pieszczonemi spadki,
Każda z miłośnic śniła tęsknie, czy nie o niej
Spragniona miłość moja miękkim rytmem dzwoni,
21