Page:Staff - Dzień duszy.djvu/82

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
72
DROGOWSKAZY


Bo wyciosany z wierzby słup głodną odnogę
Korzeni puścił nocą w ziemię i ssał soki
I — nim świt — liściem szumiał i w krąg pod obłoki
Tysiącem rąk wystrzelił i zmylił mi drogę!....

Nędzny zwiastun, przewodnik do jasnej oddali,
Który się mógł na pustce przyjąć tak odległej
Od celu! Żary dłonie me gniewne zażegły
I podły pień spróchniały spłonął w ognia fali!

Obłęd mnie gnał pjanego rozpaczy nawałem,
Oślep na śmierć pędziłem zdradzany sto razy,
Lecz kiedym ujrzał w dali nowe drogowskazy,
Nadzieja znowu żyła i znowu ufałem!

Ramiona słupów oczom mym drogę tyczyły...
Zbierałem sił ostatki znużeniem mdlejący,
Aż mi drogę drogowskaz zabiegł, wskazujący
Ścieżkę sprzeczną tej, którą me stopy przebyły...

Wracałem wypełniając obłudne rozkazy,
Lecz by znów zajść na miejsce wędrówki pierwotne!
Słup słupowi odsyła mnie w drogi powrotne...
I nigdy wyjść nie mogę poza drogowskazy!!...

Bluźnię im i złorzeczę. Wtedy one czarne
Ramiona opuszczają klnąc ból swych przeznaczeń,
Już nie wskazując drogi, jak krzyże zrozpaczeń,
Śniące dróg zapomnianych milczenie cmentarne...

Potem idą, jak mnichy, ciemnymi pochody,
Tańcem umarłym łączą się w obłędne koło,
Pocałunki złud kłamnych kładą na me czoło
I majaczą długimi w bezkres korowody...