Page:Staff - Dzień duszy.djvu/49

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

POGODA JESIENNA.



To, przed czem drżało mego serca bicie
I co musiało stać się, dziś się stało...

Ogrodu mego gęstwią oniemiałą,
Żegnając dłonią drzewa, przeszło Życie,
Z spojrzeniem smutnem, w którem łzy się mienią...

I dusza moja stała się jesienią...

O, nieme głębie mojego ogrodu!
O, jakże ciemna pożegnania łza!

Jak krąg mlecznego, matowego szkła,
Przez który świeci mdło złotawy płomień,
Słońce bladego, spóźnionego wschodu
Rozwłócza śpiący i oślepły promień.

Krzykliwy blask, co w lata kwitł godzinach,
Przycichł w stłumiony szept drżącego mroku,
Kryjąc się w parku omierzchłych szczelinach...

O, łzy piekące w żegnającem oku!
O, drżenie bladych rąk w rozstaniu głuchem!