Page:Staff - Dzień duszy.djvu/113

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
103
ODJAZD W MARZENIE


Jak wał wód kipi rozpienionym grzbietem,
Jak huczą głębin zawrotne ogromy!
Ciszom pogarda moja jest odwetem
A wielbię wirów zdrady i wyłomy!

Morze rozpęka rozziewem zachłannym,
Grzmi rozpęd wichrów w fal podniebne skoki!
Pięście bałwanów zamachem orkannym
Druzgocą w wodzie odbite obłoki!

Na morze, kędy burza szał swój toczy,
Pędź serce moje, najszczęśliwsze z biegów,
W dal, bez powrotu, naprzód, poza oczy!
Tyle cię czeka śródgwiezdnych noclegów!

Pędź me marzenie, nigdy niepoprawne,
Nieuleczalne, zepsute, wybredne!
Bo, co najcudniej nam we śnie jest jawne,
Dzisiaj nam wykraść chce spełnienie biedne!

Wyśnionych, naszych własnych światów czystość
Wąż wcieleń chwycić chce w swoje pierścienie!
Chce nam je unieść aż gdzieś — w rzeczywistość!
Pędź, serce, bo me sny ściga spełnienie!

Spełnienie czyha na sny moje zgubnie,
By w dotykalny kształt wtłoczyć ich wieczność!
Białe snów szczęście kocha samolubnie
Dziewiczą, czystą swą bezużyteczność!

Tylko duch słaby, by wierzyć w sny swoje,
Musi je dłoni dotknięciem uderzyć...
Ja niemożności nieziszczalne roję,
Bowiem w to umiem wierzyć, w co chcę wierzyć!