Page:Staff - Dzień duszy.djvu/110

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
100
WĘDRÓWKA WESOŁEGO PIELGRZYMA


A ja radosny nowy rzucam śpiew:
Zawsze-m wesoły i nic mnie nie smęci.
Niewdzięcznik bolom jestem... Znam ich gniew,
Lecz im nie daję wdzięczności pamięci.

Odkąd mi człowiek, jako bratu brat,
W twarz patrzy, ledwo ćwierć wieku czas znaczy...
Jak śmiać się — biczem nauczył mnie świat!
Przeto wesoły mój żywot tułaczy...

Dalekie miasto gdzieś o tysiąc staj
Leży... Już długo wędruję ku niemu...
Codzień przebiegam jakiś nowy kraj
Nieznany, jako ja sobie samemu...

Wytrwale zdążam i krzepki mój chód...
Cóż bardziej nęci nad miasto nieznane?
Może u jego jutro stanę wrót
Olśniony dziwem — albo i nie stanę. —

I posłyszała mej beztroski pieśń
Smutna, zmęczona trudem dróg niewiasta...
Litością piersi jej wezbrała cieśń:
»Wstrzymaj się! Niema tam żadnego miasta!

»Wracam z odległych, tam gdzie zdążasz, stron...
»Lecz wszędzie pustka, chwast ugor zarasta...
»Wszędzie tam głusza, słota, lęk i zgon...
»Tam nigdzie niema tajemnego miasta«.

A jam jej starą ucałował dłoń:
Radość mi niosą słowa twe z łez zwite.
Gdyby to miasto kto znał, szedłbym-ż doń?
Dążę doń przeto, że jest nieodkryte.