Page:Sny o potędze.djvu/39

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
35
STRASZNA NOC

Ci, którym duszę ciemną, krwawa zbrodnia plami,
Z posiwiałymi ze snu budzą się włosami...
 
Głodne psy wyją włócząc się zgrają tułaczą,
A małe dzieci strachów się boją i płaczą...
Gdzieś w ciepłej izbie ludzie siedzą przy kominie:
Nikt nie waży się przerwać milczenia, jedynie
Matka oczy na ścianę obróci bezwiednie,
Spojrzy i szepnie „Zegar stanął” i poblednie
I wszyscy zimnym dreszczem wstrząsnęli się trwożnie,
A dziewczęta poczęły się żegnać pobożnie...
W noc taką gdzieś starucha dźwiga się z barłogu
Chora i drży, czy śmierć już nie stoi u progu
I trwożna chce odegnać bliską chwilę zgonu
I zamawia chorobę czarem zabobonu.
W taką noc matkę słabą, wynędzniałą, głodną,
Czarne rozpacze pędzą ponad topiel wodną:
Z rozwianym włosem, z dziećmi ponad wodą kroczy
I płaczącym biedactwom zawiązuje oczy,
Błądzi po stromym brzegu, w północnej pomroce,
Szukając głębi... Straszne, beznadziejne noce...
 
A gdy dzień wyrwie ludzi z nocnych mąk otchłani,
Budzą się smutni, chodzą bladzi, obłąkani,
Jak gdyby jakimś ciężkim przytłoczeni ciosem
I słuchają złych wieści, szeptanych półgłosem:
Że chłop ślepego ojca udusił pod lasem,
Aby dobytek jego zagarnąć przed czasem;
Że śmierć była tej nocy u pięknej dziewczyny,