Grób spłonie ogniem i w stu błyskawicach
Słońc nieśmiertelnych obleją mnie wieńce.
Czy pomnisz jeszcze na dożów kanale
Gondolę moją w weneckiej żałobie?
Czy pomnisz, jakem ja wiosłował tobie,
Patrząc na ciebie, patrzącą na fale?
Pod Mostem westchnień i moje westchnienia
Słyszane były. Krew moja płynęła
Blizko krwią ofiar zlanego więzienia,
Lecz, jak krew ofiar, w głazy nie wsiąknęła.
Wróciła nazad i szałem mi płonie
W sercu głęboko, na nieszczęście moje,
Bo ty daleko, a ja w innej stronie
I dla nas szczęścia wyczerpnięto zdroje!
Bądź mi spokojna, patrząc na tej twarzy
Posępne rysy! — Jeśli zginąć trzeba,
Po mojej śmierci niechaj ci się marzy,
Żem był szczęśliwy i wrócił do nieba!
Z nad wód, gdzie nigdy nie zaszumią burze,
Z dolin, gdzie nigdy nie więdnieją róże,
Tę, którą kocham, wywiodłem za rękę,
Tę, którą kocham, powiodłem na mękę
Do północnego i smutnego kraju,
Gdzie bledsze jary i olbrzymie góry,
Porosłe bluszczem niedoszłego maju.
∗ ∗
∗ |