go sprowadzenie mogłoby ich pozbawić na zawsze syna, brata, lub kochanka, drżeć będą w porywie zapału i błogosławić imię Pańskie. Pocieszysz ich na czas jakiś i to powinno być Ci miłe.
A nie myśl, ażebym przesadzał; jest przesada w ogromie nieszczęść, które uderzają na nas, powiedziałbym, w samej istocie posępnej i bolesnej spraw polskich; to przesada losu, nie zaś przesada ze strony ludzi, ani uczuć przez nich wyrażanych. Uczucia te są szczere, głęboko szczere, nie przenoszą bynajmniej poziomu strasznej rzeczywistości. Tak, powtarzam Panu, cały naród oczekuje z głębi grobu Twego słowa, przychodzącego doń przez tysiące niebezpieczeństw. Oczekuje go w męczarni i kiedy nawet będzie w stanie ocenić całą słowa tego siłę i wspaniałość, uczyni jak ja i powie to samo co ja i płakać będzie łzami i krwią i ze szczęścia i ukocha cię całem sercem wielkiego narodu. I to właśnie miłe Ci być powinno.
Tak, miałeś słuszność, gdyś powiedział, że jest w nas ogromna żywotność, cudowna nieomal. Tego, cośmy cierpieli, co cierpimy i co jeszcze będziemy cierpieć, niktby nie uwierzył i miałby po ludzku za nieznośne, ktokolwiek nie widział tego piekła na ziemi, gdzie udręczają ludzkość widome szatany. Nie można mieć o tem istotnego pojęcia, jeśli się nie posiada, jak Ty, Panie, w głębi serca, tego instynktu jasnowidzenia, magnetycznego nieomal. Pomimo wszystko, wytrzymujemy i oto sam książę Metternich[1] oświadczył z pokorą, żeśmy nie przestali trwać w stanie ciągłej i niewątpliwej wojny z systemem absolutystycznym, który dokonawszy podziału zewłoków ciała, łudził się płonną nadzieją, że potrafi zabić w nas duszę.
Tak więc według wyznania jednego z najzaciętszych wrogów naszych w tej chwili, w łonie naszem płyną jeszcze strumienie życia. Pozwól mi, Panie,
- ↑ Metternich, minister austryacki, do r. 1848.