ciężeni pod nogami bohatyra. Teraz spojrzyj w górę na gwiazd tych krocie! Kiedy miną zapasy walki, on tyle dobrodziejstw rozda tym, co mu wierni byli — i tym, którzy mu się poddadzą, przebaczy i lud, który mu się powierzy, wyniesie ponad wszystkie inne, aż imię jego, zrazu niecierpiane, wreszcie w chwałośpiewach przebrzmi do przyszłości...
Druhu! ty możesz takim zostać, a wahasz się. Nie zmuszam ciebie... Los nie prosi się u nikogo, jedno bidzie proszą się u Losu. To jedno wiem, że mi dwunastu wojewodów nie potrzeba wcale. Jako król jeden, tak i jeden na tych niwach będzie wojewoda: namiestnik mój, szafarz życia i śmierci. I to drugie jeszcze wiem, iż z Niemcami wiecznego nie szukałem miru i że kiedyś ich ziemię, jeśli tchu mi stanic, polskich rumaków stratuję, nawiedzę kopyty.
Teraz wolno ci odejść i raz ostatni pożegnać Ziemowita!
Przeklęty niechaj będzie wabny twój głos, królu! przeklęta godzina, o której tu stanąłem! Jak otchłań, w dół i wszerz roztwierasz się przede mną i porywasz mnie! Tak Czarnobogi, w nocy po żalnikach[1] plącząc się kołem, odbierają rozum młodzieńcom, a kiedy zorza wschodzi, zostawują ich nędznych i ślepych na wieki! Ciesz się — dziękuj bogom, ty, co zgnębić chcesz Polan, żeś znalazł jednego Polana. — ty, coś brata zabił, żeś znalazł jednego człowieka, który dłoń swoją z twoją wiążę, kusicielu! Oto ręka Brzetyslawa, jedno przysięgnij na to, coś wyrzekł!
Że kiedyś Niemcom damy się we znaki?
I że w Polsce całej będzie tylko jeden wojewoda!
- ↑ Żalnik — cmentarz pogański.