Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/108

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

co piękne, to walka moja z przeszkodami, które mnie dzielą od Ciebie; to przykrości, nieszczęścia i smutki ziemskie.
 Żal mój, o Panie, to tajemnica, która zewsząd mnie otacza; to zwątpienie, które mnie czasem dręczy; to niespokojność, która mi nigdy spocząć nie daje; to niecierpliwość, która mnie odrywa od tego, co zrozumiałam, ku temu, co nie pojmuję.
 Kwiat nie marzy, nie płacze — rośnie i rozkwita bez nadziei, umiera bez rozpaczy. — Żadna myśl mu nie przyjdzie, bo on cząstką nieustanną Rozumu Twego. — Tyś go stworzył, ale Tyś się nie rozmiłował w nim.
 Mnie dałeś być przez siebie samą, na podobieństwo Twoje — mnie ukochałeś sercem Twojem — nie chciałeś, bym żyła bez wiedzy, że żyję.
 Dziwnie przez mękę Swoją wyszlachetniłeś mnie, Panie!
 I dlatego ku Tobie dążę bez wytchnienia — poczuwam się, że jestem częścią Twoją i sobą zarazem.
 Żeś mnie wyrwał z Siebie, jako kwiat wyrwałeś, ale żeś mi dał życie i kszałt własny na wieki.
 Umrzeć nie mogę, — przemienię się, przeobrażę się. — Dzień śmierci będzie dniem poczynającej się chwały mojej.
 I gdzież nadal będzie życie moje? Czyż tchnienie co wyszło z łona Twego, może być nieszczęśliwem na wieki? Czy Ty zapomnisz o niem tak, jak ludzie zapominają o tych, których niegdyś ukochali?
 O Panie, Panie, zmiłuj się nade mną!
 Ty jesteś wszędzie — gdzież ja mogę się dostać, gdzieby Ciebie nie było? a gdzie będziesz, tam Ty poznasz zawżdy dziecię Twoje.
 Słyszałam, że łzę każdą, wylaną na ziemi, unoszą do niebios Anieli Twoi. Oni sami nigdy nie płaczą, ale w łzach ludzkich się kochają i strzegą ich aż do dnia sądu.