Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/40

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

nure, to miłe, to smętne obrazy snuć się zaczęły przerywanem pasmem przed jej wyobraźnią.

5.

 Zdało się marzącej dziewicy, że przy świetle lampy, z trudnością przedzierającem się przez ciemną komnatę, widzi klęczącego u kolan rycerza — i zaraz go poznała dziewica i imię Archelda z Hałdy wyszło z jej ust uśpionych. Twarz wojownika nie nosiła piętna dzikości, owszem, łagodne, szlachetne rysy zdobiły lica, pokryte miłości rumieńcem. Szyszak, błyszczący srebrem, unosił się nad promieńmi czarnych włosów. Kolczuga[1], zdobna błękitną przepaską, zdawała się podnosić i zniżać pod namiętnemi serca biciami. Oręż strzegł boku, a rękojeść złota swoim blaskiem zdawała się przyszłych zwycięstw przepowiadać chwałę.
 „O luba, mówił rycerz, już stoją na podwórzu konie, słyszysz? tętnią ich kopyta; noc piękna, śpi zamek, księżyc tylko patrzeć będzie na naszą ucieczkę. Nie zwlekaj!“ A słowa młodzieńca podobne były do miłego szmeru błyszczącego strumienia; przenikały one aż do duszy Elżbiety, jak promienie wiosennego słońca do kielicha świeżo rozwitej róży, i jakaś moc nadludzka rzuciła ją w objęcie Archelda. I uniósł ją rycerz przez ciemne zamku galerye, przez kręte schody, wązkie przejścia i podłużne sale aż na szeroki dziedziniec. Tu lekko posadził ją na czarnym swoim koniu, sam obok niej skoczył i przy świetle księżyca wyruszył wraz ze zbrojnymi towarzyszami.

6.

 A tu zaszła zmiana w obrazach jej widzenia. Zdało się marzącej dziewicy, jak gdyby kochanek na rączym koniu zawiódł ją w odludną i dziką okolicę, najeżoną zewsząd skałami i lasami pokrytą.

  1. Kolczuga — zbroja.