Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom5.djvu/25

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

z dziewiczych skroni — dusza ulatuje, a piętno spustoszenia i smutek zostają się na ziemi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

5.

 Ciemna i burzliwa noc zasępiła niebo. — Poświst[1] na tronie z chmur unosi się po przestworzu. — Trzy razy rzucił się i wstrząsł ogromną prawicą, a trzy razy odpowiedziały mu wiatry, odpowiedziała, mu ziemia. — Upadły przed nim w kurzawę dęby i wysokie sosny, zieloną uwieńczone jemiołą — chaty ludzi w drobno rozsypały się szczątki — słabe zboża schyliły się po polach, a kwiaty na zawsze zawarły swoje kielichy. — Góry wstrząsły się w posadach, bałwany jezior i rzek wzniosły się ku niebu, jak gdyby chciały wymawiać i wyrzucać Panu pioruna zniszczenie jego stworzeń. — Jeden tylko namiot Opina, czerniąc się wśród mroku jako znak klęsk i mordów nieugięty, jak dusza pana swego, wytrzymywał walkę z nacierającymi wiatry i zwycięsko z niej wyszedł. —

 Ale cóż robi Opin? — Czy nad wojną przemyśla? czy u stóp Żulisławy szuka przebaczenia winy? — Radość Sławana, szczęście dziewicy, gorycz wlały w duszę Opina. — Nie mógł znieść szczęścia, podobnego sobie i zatruł jego życie. — W namiocie Opina, piękna Żulisława łzy roni — okrutnik z uśmiechem w nią się wpatruje. — Każda łza przymnaża mu radości — każda, oznaka smutku duszę jego unosi. — Najmniejsze śledzi poruszenie, najmniejszą zmianę na twarzy nieszczęśliwej, okropnym wzrokiem wszystkie jej niszczy nadzieje i, sam wśród walki i burzy żywiołów, opuszczony od wszystkich, pastwi się nad swoją ofiarą — a uśmiech piekielny wydaje radość, godną szatana. —

  1. Poświst, bożek wiatru.