jednak żadne większe dzieło nie wyszło z pod pióra naszych pisarzy. Wszystkie oczy zwracały się ku postaci wielkiego człowieka, wszystkie myśli szły ku ojczyźnie, a trwożliwość wytężonego oczekiwania nie pozwalała oddać się pracy spokojnej. Nakoniec wspaniałomyślność cesarza Aleksandra[1] zwróciła Polsce byt polityczny i zaraz w królestwie naszem ujrzano nowy stan rzeczy. Wszystkie umysły zwróciły się do nauk i poezyi. Założono mnóstwo szkół i kolegiów, a trzy uniwersytety, w Warszawie, Krakowie i Wilnie, wydały cały zastęp ludzi, którzy zajmują obecnie wybitne miejsca we wszystkich gałęziach naszej literatury i naszego rządu.
Obecnych naszych przedstawicieli literatury podzielić można na dwa obozy. Do pierwszego należą jeszcze pisarze z czasów Stanisława Augusta. Drudzy urodzili się już po rozbiorze kraju. Zaczynam od pierwszych.
Pan Niemcewicz zajmuje pierwsze między nimi miejsce, tak z powodu swego talentu, jak i dla charakteru nieposzlakowanej szlachetności. On to, będąc adjutantem Kościuszki, dzielił więzienie jego w Petersburgu, później udał się za nim do Ameryki.
Styl jego, kiedy mówi o kraju, wzruszający jest i patetyczny; proza usiana kwiatami. W bajkach, obok wielkiej oryginalności, gryzącym jest i satyrycznym. Opisał panowanie jednego z królów naszych (Zygmunta III); utwór ten jest arcydziełem wymowy. Jego śpiewy historyczne promienieją miłością ojczyzny, jakiej sam jest pełen. Niedawno wydał romans, którego karty śmiało mogą współzawodniczyć z Cooperem[2]. Jego tłómaczenie Pope’a[3] „Pukiel włosów ucięty“ jest utworem najwdzięczniejszym.
Nie mogę pominąć milczeniem zgasłego niedawno arcybiskupa Woronicza[4]. W bohaterskim poemacie Sybilli opiewa chwałę przeszłych wieków