Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/786

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

stojący na progu swego sklepiku po drugiej stronie ulicy. — Nie otworzą panu.
 Lucyan podszedł do niego i zapytał:
 — Mówi pan, że nie otworzą. Dla czego?
 — Bo w pałacu niema nikogo.
 — Jakto nikogo?
 — Nawet psa kulawego! Pusto...
 — Czyżby pan Rollin wyjechał?
 — Już od kilku dni, a przed wyjazdem odprawił całą służbę.
 — Odprawił służbę?—
 — Wszystkich, a nawet odźwiernego, tęgiego człowieka, który codziennie rano przychodził do mnie na kieliszek koniaku. To doskonała rzecz na mgłę i zimno.
 — Dla czegóż odprawił ich?
 — Panna Rollin była chora — odrzekł kupiec.
 — Chora... panna Rollin?...
 — Tak, proszę pana. Wiem to od odźwiernego. Lekarze rozkazali jej jechać na południe do cieplejszego klimatu.
 — Lekarze — pomyślał Lucyan — jacy? Dr. Germain nie był wzywany. A głośno dodał:
 — Czy nie wie pan dokąd wywieziono pannę Rollin?
 — Na południe, ale odźwierny nie powiedział mi do jakiej miejscowości, gdyż sam zapewne dobrze nie wiedział.
 — Dziękuję panu — rzekł Lucyan i pośpiesznie udał się do księdza d’Areynes.
 Gdy opowiedział mu o tem co zaszło, ksiądz odrzekł:
 — Wiedziałem o tem!
 — Jakto, wiedział ksiądz, że pan Rollin odprawił służbę?
 — Tak.
 — I że wywiózł Blankę z Paryża?
 — Również i o tem wiedziałem. Rollin uczynił dobrze, gdyż Blanka pozbawiona towarzystwa matki, potrzebowała rozrywki.
 — I ksiądz, tak dobrze znający tego człowieka pochwala go za to?
 — Nie mamy prawa podejrzewać jego zamiarów. Nie podobna, aby w sercu jego niepozostała jakakolwiek iskier-