Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/763

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Grancey mu na to niedozwolił.
 — Żadnych pytań — odrzekł — bo nie odpowiem.
 — W takim razie możemy pana nieprzyjąć u siebie.
 — Macie panowie prawo ku temu, lecz przed tem chciejcie mi powiedzieć w jaki sposób zarobicie jutro w Schronieniu dla obłąkanych w Villeneuve trzy tysiące franków, które panom powierzone zostały na zapłacenie pensyi za chorego, a które przegraliście w szulerni?
 Doktór Liray zbladł, równie jak i jego towarzysz.
 — Kto panu o tem powiedział? — wyjąknął przytłumionym głosem.
 — Mniejsza z tem kto powiedział, dość że wiem.
 Nie było co odrzec. Obaj doktorzy szli dalej. Po upływie kilku minut zatrzymali się przede drzwiami oznaczonemi numerem 3 i szli na trzecie piętro, gdzie nade drzwiami widniała tabliczka mosiężna z napisem.

LEKARZ
Konsultacye w Poniedziałki, Środy i Piątki.

 Liray otworzył drzwi, zapalił lampkę i wprowadził swoich towarzyszów do gabinetu.
  — Jest godzina trzecia nad ranem — rzekł Grancey — śpieszno mi wracać do domu, w krótkich słowach opowiem panom o co chodzi. Poznałem, że jesteście ludźmi bez skrupułów.
 — Czegóż więc pan żądasz?
 — Potrzebuję waszych podpisów. Nie na cele handlowe, upewniam. Utraciłyby swoją wartość, będąc umieszczone na papierze stemplowym — dodał, śmiejąc się, mniemany wicehrabia. — Potrzebuję lekarskich podpisów i zapłacę za każdy z nich po pięć tysięcy franków.
 Liray wraz ze swym towarzyszem Despreaux spojrzeli na siebie wzajem.
 — Wytłumacz nam pan to jasno — ozwał się doktor Liray.
 Grancey wyjął z kieszeni okrycia arkusz papieru stemplowego we czworo złożony.
  — Posłuchajcie! — rzekł i czytał głośno co następuje: