Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/688

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Joanny, talerz wypadł z jej rąk na podłogę i rozbił się na szczątki.
 Stół był nakryty, jedzenie gotowe, oczekiwała tylko na Różę, ażeby zasiąść do stołu.
 W pół do ósmej wydzwonił zegar wiszący po nad kominkiem w mieszkaniu Joanny.
 W ciągu pół godziny dziewczę wrócić miało, a nie wyjść jak sądził Grancey, który trzymając w ręku zegarek, liczył minuty.
 Z dojściem trzech kwadransów na ósmą:
 — Dalej zawołał na towarzyszów — maski na twarz... do dzieła, już czas!
 Serwacy z Gilbertem, jak na komendę pokryli twarze maskami.
 Rollin zaledwie był w stanie utrzymać się na nogach. Spostrzegł to były kapitan kommunistów.
 — Ha! ha! pryncypale — zawołał — czy chcesz nam zemdleć tu jak kobieta?
 — Nie!... idźmy — wyszepnął Gilbert, usiłując zapanować nad sobą.
 Zeszli zwolna z kilku wschodów, dzielących ich mieszkania Joanny.
 Serwacy przeszedł wierzchem brzeg okna otwartego na rusztowanie i zniknął we mgle jeszcze bardziej gęstej niż przed tem. Grancey z Rollinem ukryli się po za stosami desek i cegieł.
 Znajdowali się już o dwa kroki tylko od mieszkania Joanny.
 Mniemany wicehrabia zamknął latarkę i schował ją do kieszeni.
 — Za kwandrans przeszkoda usuniętą będzie, a moje małżeństwo z Maryą-Blanką możliwem się stanie — szepnął na ucho drżącemu jak liść Gilbertowi temu nędznikowi, który jednak w bitwie pod Montretout, okazał się tyle odważnym i dzielnym. Ha! bo rzecz inna jest wystawić pierś na kule nieprzyjacielskie, a inna widzieć przed oczyma trójkątnynóż gilotyny.