Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/686

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — To nam wystarczy — rzekł — zresztą mgła gęsta niedozwoli spostrzedz blasku na zewnątrz.
 — Gdzie idziemy? — zapytał Rollin.
 — Na poddasze piątego piętra. Są drzwi otwarte, w razie potrzeby znajdziemy tam schronienie.
 Szli wszyscy trzej po wschodach, przesuwając się między szczątkami belek i gruzów, jak mary pokutne.
 Na czwartem piętrze Grancey zatrzymał się przy drzwiach i przyłożył do nich ucho.
 — Ona tu mieszka — rzekł przytłumionym głosem. — Słyszałem szmer jakiś, widocznie są obie w domu. Wykonamy nasz plan skoro dziewczyna pójdzie do pracowni odnieść robotę. Tymczasem zaczekać nam trzeba.
 — A jeżeli ona nie wyjdzie wcale do szwalni z przyczyny mgły gestej? — wtrącił Gilbert.
 — Tem gorzej dla niej — odparł Grancey — nie nasza będzie w tem wina.
 — A to co? — pytał Duplat wskazując otwarte okno przy drzwiach na podwórze.
 — To wejście na rusztowanie dom otaczające. Tamtedy to udajmy się w stanowczej chwili i oknem mieszkania Joanny Rivat do niej wejdziemy.
 —Jestże mocno zrobionem to rusztowanie?
 — Niema niebezpieczeństwa. Ustawili podpory przez całą długość, aż do ścian sąsiedniego domu. Idźmy na piąte piętro i dalej do dzieła!
 Dzieło to polegało na wyjęciu szrub z podpór, na których spoczywała wyższa część rusztowania, wielce ciężka sama przez się, a nadto obciążona naczyniami z cementem i zapasem cegieł.
 Po upływie godziny ukończyli robotę.
 Dość było teraz pociągnąć za uwiązaną u góry line, ażeby wyższa część rusztowania zwaliła się z czwartego piętra na dziedziniec.
 — Dalej teraz na poddasze, odpoczniemy trochę i porozmawiamy — rzekł Grancey.
 — Mów! — rzekł Duplat, gdy się znaleźli w stancyjce najwyższego piętra.