Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/663

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Rzeczywiście— odrzekł Duplat zdziwiony. nie mogąc pojąć, zkąd Rollin może o tem wiedzieć. — Miałem prawa rękę złamaną, ale to nie przeszkadzało mi podpisać się lewa...
 — Przypomnij pan sobie.
 — Nie mogę przypomnieć sobie faktu, który nie istniał. Nie sprzedałem nikomu i przed nikim nie zwierzyłem się z naszą tajemnicą.
 Gilbert spojrzał na zegarek i utkwiwszy wzrok w Duplat’a, zapytał:
 — Co pan powiesz, jeżeli za chwilę postawię ci na oczy wicehrabiego de Grancey.
 — Ależ owszem, proszę o to!
 Ktoś zapukał do drzwi.
 — Proszę wejść — rzekł Gilbert, chowając rewolwer do kieszeni.
 Lokaj zaanonsował:
 — Pan wicehrabia de Grancey.
 Przyjaciel Gilberta przestąpił próg i wszedł do pokoju.
 Wtedy nastąpiła scena wielce oryginalna. Obaj towarzysze wygnania poznali się od pierwszego spojrzenia.
 — Deprèty! — zawołał były komunista.
 — Serwacy Duplat! — jednocześnie wyrzekł były infirmer.
 Gilbert przyglądał się im obojętnie, czekając rozwiązania zagadki.
 — Więc pan utrzymujesz — odezwał się Duplat do Rollina — że ten zuch ma być wicehrabią de Grancey? Ależ on pana oszukał. On, wicehrabią. A to paradne. On nazywa się Gaston Deprèty. Skazaniec, były kryminalista, tak samo jak i ja. Niech mi zaprzeczy.
 — Czy tak? — odrzekł Gilbert, wpatrując się w byłego dependenta.
 Ten zmięszał się, ale tylko na chwilę. Rozumiał, iż zaprzeczenie było niemożliwe.
 Duplat wściekły z gniewu, krzyczał:
 — No cóż? odpowiadaj mi zaraz, bandyto, złodzieju! Czy nie jesteś Gastonem Deprèty.
 — Prawda — odrzekł zapytany, podnosząc głowę i śmiało stawiąc czoło niebezpieczeństwu — jestem Gastonem De-