Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/631

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Gdzie przebywałeś przez czas tak długi? zkąd wracasz?
 — Byłem skazańcem w Numei.
 — Ach! nędzo!...
 — Nędzę zapewne i straszną tam wycierpiałem.
 — Przyaresztowano cię w Champigny, nieprawdaż? w owym małym domku, gdzie zamieszkiwałam?
 — Tak, dwaj policyjni agenci pod zmyślonym pozorem wyprowadzili mnie z domu.
 — Sądziłam z razu, żeś sam bezemnie uciekł do Genewy, wszak odgadłam prawdę, spostrzegłszy ślady walki przy drzwiach na ziemi.
 — Ta walka była mi utrudnioną. Dwaj owi łotrzy silniejszymi byli nademnie. Wymierzyli mi w bok uderzenie pięścią, od którego upadłem na ziemię, dusili mnie potem, przyłożywszy rewolwer do gardła. Zaprowadzonego do Wersalu, zawyrokowano mnie na deportacyę i wywieziono do Nowej Kaledonii.
 — Trzeba było ztamtąd do mnie napisać — rzekła Palmira.
 — Nieśmiałem.
 — Dla czego?
 — Z obawy izby cię nie skompromitować.
 — Niebyło niebezpieczeństwa.
 — Ja o tem nie wiedziałem.
 — Ale dla czego niepowróciłeś do Francyi po ogłoszeniu amnestyi?
 — Dla czego?... Popełniłem tam pewne szaleństwo...
 — Cóż takiego?
 — Zraniłem nożem dozorcę, który się źle zemną obchodził — odrzekł Duplat, niechcąc wyznać prawdy o popełnionej kradzieży. — Skazano mnie na dziesięć lat do ciężkich robót, ale ułaskawiono po sześciu miesiącach.
 — I w pięknym stanie powracasz!... niema co mówić!
 — Rzecz główna, że jestem osłabiony. Lecz mam pełen woreczek pieniędzy, odżywić się mogę.
 — Znajdujesz się pod nadzorem policyi.
 — Tak, przez lat dwadzieścia.
 — I przysłano cię do Paryża?