Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/61

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

pewną, iż w rezultacie zezwoli na jej młżeńswo z Gilbertem.
 Gdy skończył:
 — Kocham! — krótko odpowiedziała.
 — Czy wiesz, jednakże, azali zasługuje on na twoją miłość?
 — Zasługuje, — ponieważ go kocham. Przeczucie serca, mylić mnie nie może.
 — Gilbert popełniał szaleństwa różnego rodzaju! — mówił dalej hrabia.
 — Czynił to, co czynią wszyscy młodzi ludzie, gdy nie mają nikogo przy sobie, któryby niemi kierował.
 — Prowadził życie jak najbardziej burzliwe.
 — Tem lepiej.
 — Jak to, tem lepiej?
 — Tak, bo więcej oceni teraz życie spokojne, pełne tkliwości i poświęcenia, jakie ja będę mu się starała wytworzyć!
 — Zmarnował majątek po ojcu!
 — Błędy przeszłości staną się dlań przestroga na przyszłość. To wszystko co pan Gilbert popełnił przez nierozwagę, wybaczonem mu być powinno, gdy to nie naruszyło jego honoru. Możesz mu uczynić wiele zarzutów, mój stryju, ale nie możesz zaprzeczyć ażeby nie był człowiekiem wyższego świata. Nie posiada nic z manier dzisiejszych młodych ludzi, którzy w dwudziestym roku życia są bardziej wyczerpanymi od starców i których umysł zniedołężniały nie wart więcej po nad ich zdrowie. Pan Gilbert jest silny, zdrów, pełen energii i intelligencyi.
 — Na co się to przyda, skoro niechciał ich użyć na wytworzenie sobie stanowiska?
 — Zyskał przynajmniej doświadczenie, a i to coś znaczy! Zresztą, nie jestem stryju już dzieckiem, potrafię prowadzić mojego męża; a co najwięcej, — dodała pieszczotliwie obejmując rękoma szyję swego opiekuna: — Kocham go! stryjku drogi, jedyny, oddałam mu już me serce.... oddałam mą dusze! Bez niego, byłabym najnieszczęśliwszą w świecie, a ty byś niechciał, wszak prawda, widzieć mnie, nieszczęsliwa?... ty!... który mnie kochasz jak własną swą córkę!