Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/492

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 Wziąwszy łopatę, zaczął odrzucać błoto z pośpiechem gorączkowym, co trwało przez czas długi.
 Pot spływał mu po twarzy ze znużenia i obawy. Rozkopał już grunt blizko na pięćdziesiąt centymetrów głębokości, to jednak czego poszukiwał, nie ukazywało się wcale.
 Przystanął i zadumał.
 Przyszła mu myśl, czy kopiąc nie posunął się nadto ku prawej lub lewej stronie.
 Zwątpienie ogarniać go zaczęło.
 Może ten Duplat bredził pod wpływem jakiejś hallucynacyi gorączkowej? — zapytywał siebie. — Czy on rzeczywiście co ukrył pod tem drzewem?
 Wkrótce nastąpiła odpowiedź na to zapytanie. Żelazo łopaty szczęknęło uderzając o jakiś twardy przedmiot.
 Była to więc prawda!... Skarb ukryty istniał, w rzeczywistości... On miał go pod ręką!...
 Krew uderzyła mu do głowy, jak gdyby po wypiciu musującego napoju.
 Nie pomnąc, że w straszny sposób poplami sobie ubranie, ukląkł na rozmiękniętej ziemi i zanurzył obie ręce w głębi rozkopanego dołu.
 Prawa dłoń jego napotkała szyję butelki jaką chwyciwszy z pośpiechem, wyciągnął okrytą piaskiem i drobnemi kamykami.
 — Ha! otóż jest!... — wykrzyknął radośnie jest ten majątek. o którym mówił Duplat w swych majaczeniach gorączkowych.
 Otarł czoło zroszone potem i odetchnął.
 — Zobaczymy później, co zawiera ta flaszka — dodał z uśmiechem. Pobyt siedemnastoletni pod ziemią, nadaje winu zapach przepyszny.
 — Zobaczemy!...
 Postawił butelkę na ziemi, obok siebie.
 — Potrzeba teraz zagładzić wszelkie ślady mojej roboty — rzekł z cicha.
 Podniósł się i zasypywał otwór wydobytą zeń ziemią, udeptując ją nogami i nakrywając wykopaną z powierzchni murawą, poczem wziąwszy okrycie, wsunął w boczną kie-