Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/464

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 I pochwyciwszy obie ręce Róży, zbliżyła ją ku sobie, okrywając pocałunkami.
 — I ty zapewne wiele wycierpiałaś, mimo że jesteś tak młodą! — mówiła dalej.
 — Wycierpiałam! nie! „mamo Joanno“ — odpowiedziało dziewczę. Lecz wieczny smutek noszę w głębi serca! Och! bardzo to przykro żyć bez wspomnień na świecie!... niemogąc nawet uczcić pamięcią blizkich sobie osób. Nie znałam mojego ojca, ni matki!
 — Joanna drgnęła na te wyrazy.
 — Co ty powiadasz, drogie dziecko? — zawołała.
 — Mówię najczystszą prawdę! „mamo Joanno“.
 — Jesteś więc dzieckiem opuszczonem?
 — Nie! Jestem dzieckiem znalezionem.
 — Dzieckiem znalezionem? — powtórzyła wdowa.
 — A raczej dzieckiem przyjętym...
 — Jakto?... nierozumiem...
 — Było to w ostatnich dniach Kommuny — zaczęła Róża. — W chwili, gdy moja matka uciekała z palącego się domu, unosząc mnie na ręku, padła na ulicy, ugodzona śmiertelnie kulą. Jakiś człowiek, przechodzący natenczas, przyjął ostatnie tchnienie mojej umierającej matki i odebrał podane sobie przez nią dziecię.
 Tem dziecięciem, byłam ja!
 Ów człowiek, zaniósł mnie do merostwa jedenastego okręgu, gdzie kazał sporządzić protokuł z powierzonego sobie depozytu, w tyle tragicznych okolicznościach. Pomieniony protokuł, miał mi zastąpić akt urodzenia i udzielić wskazówki poszukującym, gdyby kiedyś usiłowano mnie odnaleźć.
 Zostałam umieszczoną w Przytułku dla sierot.
 Oddano mnie na wykarmienie mamce zamieszkałej w okolicach Paryża, a później odesłano do Blois, na praktykę w infirmeryi przy jednym z klasztorów. Dziś, mam lat siedemnaście, jestem sama na świecie... bez rodziny, bez przyjaciół, bez opieki... z duszą z sercem ranionem bezustannie tą myślą: „Nikt mną się nie zajmuje, nikt mnie nie kocha“.
 Joanna słuchała z uwaga te bolesnego opowiadania.
 Przywoławszy ku sobie dziewicę, ujęła ją w objęcia.