Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/400

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

zmierza ksiądz Raul, a ztąd postanowiwszy mieć się na baczności.
 — Paweł Rivat, niemogąc widzieć się z żoną przed zgonem, powierzył mi bardzo ważną missyę w ostatnich chwilach życia. Przyrzekłem, że będę czuwał po nad tą biedną istota i jej dzieckiem, jakie wkrótce na świat przyjść miało. Przysiągłem, że się z nią zobaczę za moim powrotem do Paryża.
 — I wypełniłeś kuzynie to przyrzeczenie?
 — Tak.
 Gilbert pobladł. Krople potu wystąpiły mu na czoło.
 — Było to podczas nocy z 27 na 28 Maja. Wszedłszy do Paryża wraz bataljonami armji Wersalskiej, postanowiłem bezzwłocznie udać się do mieszkania Joanny, wskazanego mi przez jej męża. W chwili, gdym wchodził do tego, domu kartacz pękł na dachu, a przebiwszy go, rozniecił pożar.
 Nie bacząc na niebezpieczeństwo, pobiegłem na wschody. Po za sobą słyszałem odgłos jakichś szybkich kroków. Wyraźnie ktoś mnie śledził.
 Miałem na sobie ubiór duchowny. Myślę więc, może to jaki kommunista spostrzegł mnie na ulicy i chcąc się pomścić za zadaną porażkę, zabić mnie postanowił.
 Szedłem coraz prędzej.
 Na ostatniem piętrze, ujrzałem drzwi otwarte przed sobą.
 Wszedłem tam.
 Był to pokój Joanny Rivat. Wpośrodku na podłodze leżała bez życia stara kobieta, zabita odłamem granatu, który wybuchnąwszy zranił leżącą na łóżku Joannę. Obok tego łóżka stała kolebka.
 Chciałem podbiedz do niej, lecz kroki idącego za mną człowieka zbliżały się z każdą chwilą. Wchodził już na poddasze.
 Rzuciłem się wtedy do gabinetu znajdującego się obok i przez szybę we drzwiach zobaczyłem wbiegającego szybko mężczyznę, który zwróciwszy się do kołyski, już otoczonej płomieniami pochwycił ją i uniósł wraz z sobą.
 Zdumiony, poznałem tego człowieka.