kę, z której wyjąwszy krzyż i czerwoną wstążeczkę, zawiesił je na sutannie wikarego.
— A teraz, uściśnienie tobie, mój synu! — dodał z uśmiechem!
I ujął w objęcia Raula, który dławiony wzruszeniem, ukląkł przed nim, poszeptując:
— Pobłogosław mnie, mój ojcze!
Arcybiskup wzniósł obie ręce po nad głowę młodego ksiądza mówiąc:
— W imię Boga pełnego dobroci i sprawiedliwości, błogosławię cię synu.“
Ksiądz Raul podniósł się z twarzą zalaną łzami, łkając z cicha.
— Nie wszystko ci jeszcze powiedziałem — mówił Arcypasterz, podając wikaremu dużą kwadratową kopertę.- — Minister sprawiedliwości mianuje ciebie wielkim jałmużnikiem przy więzieniu Grande-Roquette.
Ksiądz d’Areynes cofnął się zdziwiony i jak gdyby zdjęty przestrachem.
— Przyjmij, moje dziecię! — mówił prałat. — Znajdują się tam dusze, które ocalić należy, jednostki wykolejone, których zwrócić trzeba na uczciwą drogę, ulżyć cierpiącym, krwawe rany zagoić. Otwiera się przed tobą wzniosłe, szlachetne zadanie. Przyjmij!
— Przyjmuję! — odparł wikary, pochylając głowę.
Korzystając z odwiedzin kapitana de Kernoël, ksiądz Raul zapytał, czyliby niemógł go powiadomić o tej zranionej kobiecie, którą jego marynarze zanieśli do ambulansu.
Pan de Kernoël nic o niej nie wiedział.
Chcąc się upewnić, czy żyje lub zmarła, należało zgłosić