Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/350

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

nemi nieznanemi jak ona kobietami, zbadał szczegółowo jej rany.
 Poniżej czoła, w pobliżu brwi, znajdowało się długie acz nie głębokie zadraśnięcie. Było to drobnostką, ale na wierzchu głowy znajdowała się rana spowodowana wybuchem odłamu kartacza, która naruszyła kostną część czaszki.
 Tu leżało niebezpieczeństwo.
 W oczekiwaniu wizyty doktora Besson, kierującego oddziałem szpitalnym, w jakim Joanna się znajdowała, asystent medyczny zrobił opatrunek rany, zarządził uspokajające lekarstwo dla powstrzymania wzmagającej się gorączki.
 Nazajutrz przybyły doktór, rozpoczął badanie chorych, przyniesionych dnia poprzedniego wieczorem do jego szpitalnego odziału.
 Wyborny lekarz, zręczny chirurg, pracował niezmordowanie, a znalazłszy wyjątkowe niebezpieczeństwo, walczył z całem poświęceniem nad jego pokonaniem.
 Nie ufając ani dyagnozie, ani szczegółom zamieszczanym w raportach swego pomocnika chciał widzieć wszystko własnemi oczyma.
 Rana zadana Joannie, ze względów chirurgicznych mocno go zajęła. Czaszka albowiem przedziurawiona została.
 Pomimo niemożności na tę chwilę sondowania rany bez niebezpieczeństwa, lekarz powziął stanowcze postanowienie.
 Należało przedewszystkiem przekonać się, gdzie spoczywał odłam granatu, który naruszył czaszkę, a na to zapytanie nie można było natychmiast odpowiedzieć.
 Czekać było trzeba na stopniowe zmniejszenie się zaognienia rany, któreby pozwoliło dopełnić sondowania i przekonać się o uszkodzeniach jakie odłam wewnątrz dokonał.
 Doktór Besson wobec powyższych nieprzełamanych przeszkód, musiał poprzestać na przepisaniu okładów, powstrzymujących zaognienie rany, poczem opuścił łóżko pod 17 numerem, przeszedłszy do innej chorej.