Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/279

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Wszystko jest możebnem. Powiedz, czy w takim razie mógłbym się powołać na ciebie? Czy mógłbym na swoją obronę przytoczyć usługę, jaką oddałem armii Wersalskiej, otwierając jej przejście przez Saint-Gervais?
 — Ani się poważ! — wykrzyknął Merlin. — Nic by to niepomogło. Zaprzeczono by tobie, chociażbyś nawet starał się przedstawić na to dowody. Powtarzam ci po raz drugi, że ja sam tylko jestem znany rządowi i sam działałem w tej sprawie. Ja sam zostałem zapłaconym i byłem panem w wyborze środków i ludzi, których znać nawet nie chciano. Nie mogę teraz potwierdzać, że ty byłeś moim wspólnikiem. Nie byłbym ci za to wdzięcznym bynajmniej, a przekonywam cię o mojej życzliwości, gdy zamiast im wydać ciebie, jak to uczynić należało mnie jako agentowi, starałem się ratować i uchronić ciebie. Zresztą, jeżeli będziesz roztropnie postępował, niepotrzebujesz się obawiać przyaresztowania.



VI.

 — Cóż robić zamyślasz po wydaleniu się z Paryża, gdy z upływem czasu zapomną o tobie? pytał Merlin dalej.
 — Zakopię się w Champigny — rzekł Duplat.
 — Masz więc tam kogoś, któremu byś mógł zaufać w tej wiosce
 — Mam, pewną przyjaciółkę.
 — A! mówiłeś mi... zapomniałem o tem. Panne Palmirę, praczkę tiulów i koronek.
 — Szykowna i dobra dziewczyna! Będę u niej pewniejszym niż we własnym domu.
 — Chcesz że posłuchać jeszcze dobrej rady?
 — Mów! pokładam w tobie zaufanie.
 — Otóż radzę ci pozostań jak najkrócej u tej Palmiry.