Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/257

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

jakieś postanowienie. To tylko jest pewnem, że po moich odwiedzinach w merostwie dokąd zaniosę to pisklę, którem pogardzasz, będę się starał wszelkiemi sposobami wydostać po za obręb fortyfikacyi. Nie chcę być zadenuncyowanym przez ludzi z tych dzielnic miasta, jacy mnie nie lubią... a nawet nienawidzą!
 — Masz więc gdzie jakie bezpieczne schronienie na zewnatrz?
 — Znam pewną kuropatwę w Champagny, dawną ma przyjaciółkę. Dobra to dziewczyna, udzieli mi ona kącik w swem gniazdku, dopóki wszystko nie uspokoi się w Paryżu i dopóki nie będę wiedział, w którą obrócić się stronę? Gdybyś mnie przeto zapotrzebował, jak mówisz, znajdziesz mnie u niej. Będę tam przebywał przez jakie dwa tygodnie, niewychylając nosa po za dom.
 — Jakże się nazywa ta dziewczyna?
 — Palmira, praczka drobiazgów.
 — A mieszka?
 — Przy ulicy Bretigny, Nr 9. Według tego adresu wysyłaj list pod nazwiskiem Palmiry.
 — Będę pamiętał.
 — Lepiej zanotuj sobie, to pewniejsze.
 — Masz słuszność. I wyłąwszy notatnik z kieszeni, Gilbert zapisał sobie podany adres.
 — Życzę ci dobrej nocy rzekł Duplat, kładąc się na łóżko. Wracaj do swojej piwnicy. Ja będę spał jak zabity!
 Pozostawiwszy świecę swojemu wspólnikowi, Rollin udał się do podziemia. W chwili, gdy tam wchodził, Henryka nagle wyrwana ze snu jakimś hałasem dobiegającym aż do niej podniosła się z wysileniem na posłaniu.
 — Gilbert podbiegł ku niej.
 — Moja córka... moja córka! — szeptała przygasłym — głosem.
 — Henryko!... droga Henryko!... jest ci więc lepiej? — pytał z udaną troskliwością Rollin, czując jak życie żony było mu teraz potrzebnem.
 — Tak, lepiej — wyjąknęła. — Czuję się nieco silniejszą. Moje dziecię... moja ukochana córka... krzyczała ona, nieprawdaż? Jest głodna. Podaj mi ja... och! podaj co prędzej!