Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/235

From Wikisource
This page has not been proofread.

bardziej. Drobny deszcz, przenikający do kości, padać nieprzestawał.
 Nie zważał na te przeszkody zbrodniarz, mówiąc sobie:
 — Przed wszystkiem moje pieniądze!
 I biegł z pośpiechem w stronę domostwa, w którego piwnicy zakopał pierwsze banknoty, otrzymane od Merlin’a.
 Doszedł bez wypadku do ulicy Saint-Maur, wrzuciwszy swój pakiet z ubraniem w ów otwór, gdzie już poprzednio broń wrzucił, gdzie nagle wzniesiona tu barykada zastąpiła mu drogę.
 Stała ona na wprost składu powozów, na pustym placu pomiędzy ulicami Parmentier i Chemin-Vert strzeżona przez dwunastu kommunistów.
 — Kto idzie? krzyknął szyldwach, ukryty po za kupa kamieni, posłyszawszy ciężki krok Duplat’a.
 Jednocześnie kilka strwożonych twarzy ukazało się na szczycie barykady i broń w ciemności zabłysła.
 Po wygłoszonem przez szyldwacha „Kto idzie“ nastąpiło milczenie.
 Duplat przystanął, rozmyślając:
 — Jeżeli hasło wydane dziś z rana mówił sobie pozostało niezmienionem, przejść mi pozwolą, inaczej, będę zmuszonym parlamentować z niemi i dać się poznać, zmyśliwszy jakiś ważny powód dla którego mnie wysłano.
 — Kto idzie? powtórzył szyldwach raz drugi, biorąc broń w rękę i celując.
 Ubrany w suknie mieszczańskie, nieśmiał powiedzieć: „Patrol oficerski“, użył więc tego podejścia.
 — „Patrol bezpieczeństwa“ Przepuść“ — odrzekł Duplat.
 — Od dni kilku Komitet centralny, przestraszony obrotem obecnych wypadków, wysyłał związkowych w różnych przebraniach, celem czuwania nad posterunkami.
 Na wyrazy Duplata: „Patrol bezpieczeństwa. Przepuść“ wyszło kilku ludzi ukrytych po za barykadą i ustanęli rzędem, po za szyldwachem, celującym w piersi przybyłego. Duplat zbliżywszy się natenczas, wymówił z cicha na chybił trafił, wydane tego rana hasło, którego szczęściem nie zmieniono, a uzyskawszy wolne przejście, wszedł na barykadę.