Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/179

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

Dla mnie mają wartość tylko pieniądze, to moje bożyszcze, to jedyny cel mojego życia! Gotów byłbym rozstrzelać wskazana sobie osobistość, gdyby za to stawiono przedemną worek napchany monetą.
 — Otóż co chciałem właśnie wiedzieć! — zawołał Merlin. — A więc taki worek złota ja tobie ofiaruję!
 — Ty??
 — Tak, ja! a raczej jeżeli wolisz ofiaruję ci go przezemnie rząd z Wersalu.
 Duplat na te słowa uczuł, iż mięsza mu się w głowie. Co śpiewa mu przebiegły ów Merlin? Byłoż by to na serjo?
 — Rząd Wersalu ofiaruje mi przez ciebie nagrodę? — powtórzył
 — Nie inaczej.
 — Czy podobna? Nie!... ty chcesz mnie w pole wyprowadzić... To żart.
 — Przedmiot jest nazbyt poważnym, ażeby było można zeń żartować — odpał Merlin.
 — W jakim celu i za co miałby mi to proponować rząd Wersalski?
 — Później ci to wyjaśnię. Na teraz to tylko powiem, iż trzydzieści tysięcy franków zostały przeznaczone między nas dwóch do podziału.
 Duplat zerwał się nagle. Oczy zaiskrzyły mu się w ciemności, jak ślepie u wilka. — Trzydzieści tysięcy franków? — powtórzył chwytając za ramię Merlin’a.
 — Tak! każdemu z nas po połowie. Podzielimy się jak bracia.
 — A więc po piętnaście tysięcy dla każdego? Mów! do kroć piorunów! co trzeba zrobić ażeby wypaproszyć tę żabę?
 — Nic więcej. jak tylko otworzyć armii Wersalskiej jedną z bram Paryża — wyszepnął Merlin — przykładając usta do ucha byłego sierżanta.