Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/150

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Tak, ja! cóż w tem dziwnego? Wynająłem sobie pokój na czwartym piętrze i proponuję ci czyli byś niezechciała przyjąć u mnie obowiązku gospodyni?
 — Ty? w tym domu? Ach! tego tylko brakowało! zawołała, załamując ręce.
 — Widzę, że to ci się niepodoba, mamo Grognan?
 — Ponieważ to sprowadzi nieszczęście temu domowi!
 — Nieszczęście! dla czego? Jestżem więc jakimś wyklętym, jakimś łotrem lub rozbójnikiem?
 — Tak, panie Duplat i to pierwszego rodzaju! Gdyby mi kazano wybierać za sąsiada pomiędzy tobą a dyabłem, wybrałabym tego ostatniego.
 Tu pomrukując, weszła w głąb korytarza.
 — To piękna! — wykrzyknął sierżant, wybuchając przymuszonym śmiechem. — Pozdrów stara ode mnie wdowę Rivat — zawołał — a skoro jej malec się narodzi, przychodź wezwać mnie na ojca chrzestnego. Koszta zapłacę... upewniam!
 Tu śmiejąc się, wyszedł.



XXV.

 Skoro tylko Paryż dowiedział się o podpisaniu traktatu, jaki miał kres położyć czteromiesięcznemu oblężeniu, ludność wyczerpana na siłach brakiem żywności i pozbawieniem się najpierwszych potrzeb życia, pokrzepiała się zwolna. Oddychano swobodniej, pragnąc zapomnieć o przebytych klęskach. Doświadczano tego rozkosznego uczucia wolności, uczucia uwięzionych, którzy nareszcie widzą otwierające się przed sobą drzwi więzienia. Wierzono w przyszłość!
 Niestety! Wszelkie cierpienia i męki uspokojone chwilowo, miały odżyć we dwa miesiące później, w sposób bardziej dotkliwy, bardziej bolesny, bardziej przerażający! Roztoczyła się panowanie Kommuny.