Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/130

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

dowodzonego przez Gilberta Rollin, stała w niemem oczekiwaniu, pokładając ostatnią nadzieję w mającem nastąpić wywoływaniu.
 Niestety nie była ona jedyna z kobiet, szarpanych trwoga o losy swych mężów. Ze wszech stron rozlegały się jęki, skargi, krzyki i łkania.
 Uderzenie w bęben oznajmiło, że rozpoczyna się wywoływanie mężczyzn z tego bataljonu.
 — Appel po bitwie!
 Serwacy Duplat, z notatnikiem w ręku, przy świetle latarni trzymanej przez jednego z gwardzistów, rozpoczął ów appel ponury.
 Na każde wygłoszone nazwisko, głosy odpowiadały, lecz w sposób odmienny, a rzadko kiedy mówiły one: „Obecny“ lecz:
 — Znikniony.
 — Raniony.
 — Zabity!
 — Zabity!
 — Zabity!!
 — Żyjący powiadamiali w ten sposób o losie towarzyszów sierżanta czytającego swą listę.
 Było to straszne! przerażające.
 Zęby Joanny szczękały, konwulsyjne drżenie wstrząsało jej ciałem.
 Nagle Serwacy Duplat wygłosił:
 — Pawel Rivat!
 — Zabity! odpowiedział głos jakiś.
 Tej odpowiedzi towarzyszył jęk głuchy. Joanna zachwiawszy się, padła całym ciężarem na ziemię, mimo usiłowań Weroniki pragnącej ja podtrzymać.
 Podniesiono ją na wpół martwą i wsparto o poblizkie drzewo.
 — Gdzie mieszka ta nieszczęśliwa? — zapytał Weronikę, powożący ambulansowym furgonem.
 — Przy ulicy Saint-Maur, nr. 157.
 — Jadę tam właśnie do ogólnego ambulansu w jedenastym okręgu — odrzekł, odwiozę ją do jej mieszkania.
 I, wziąwszy na ręce Joanne, wniósł ją do krytego wozu, gdzie znajdowało się kilku ranionych.