Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/128

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Jakaż rzeź krwawa! Boże litościwy! na pewno ci, którzy powrócą, zostaną na zawsze kalekami!
 Noc szybko zapadała, noc wilgotna i zimna. Z oddalenia dobiegał jeszcze ponury huk kanonady, którą wiatr przynosił na swoich skrzydłach, a żw środek Paryża. Po przybyciu jednych furgonów, drugie zajeżdżały bez przerwy, a Joanna błąkała się jak oszołomiona pośród tych rannych, poskręcanych cierpieniem, wśród których wielu, śmiertelnie dotkniętych, rzężało konwulsyjnym chrapaniem.
 Nagle zamilkł huk wystrzałów. Wszyscy lżej odetchnęli. Miałażby wreszcie nadejść wiadomość o ostatniem zwycięztwie?
 Dwie godziny upłynęły wśród tego milczenia, jakie przerywał jedynie od chwili do chwili turkot nadjeżdżających z rannymi wozów.
 Zapytywano siebie nawzajem, czy piesze bataljony, jakie wymaszerowały tego rana, będą obozowały na zdobytych przez siebie pozycyach, albo też wrócą do Paryża.
 Potworzyły się grupy, oczekujące w niepokoju. Nagle usłyszano bicie w bębny. Wszystko co żyło i było tu obecnem, rzuciło się ku wyjściu, strzegący wszakże tych drzwi bataljon Gwardyi Narodowej, odparł tłum przemocą.
 Niezadługo potem, dostrzeżono wśród nocnych ciemności iskrzące migotanie się bagnetów, rozróżniano czerwone pantaljony! Był to oddział 42 pułku linjowego prowadzący pięćdziesięciu więźniów niemieckich.
 Głośne okrzyki zapału, rozległy się w około, poczem zaczęto pytać żołnierzy:
 — Otrzymano więc zwycięztwo? Przełom dokonany? Wersal odebrany?
 Wyczerpani znużeniem żołnierze, milczeli.
 Joanna podbiegła do porucznika, mającego lewą rękę zawieszoną na temblaku, a pochwyciwszy za prawą:
 — Panie! pytała drżąca — mój mąż należał do 57 bataljonu Gwardyi Narodowej, czy poddał się wrogowi ten bataljon?
 — Prawdopodobnie — odrzekł porucznik.
 — Prawdopodobnie... lecz ja chciałabym mieć pewność. Wszak pan wiedzieć musisz, czy ten bataljon brał udział w potyczce?