Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/112

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

 — Moja Joasiu! — wołał, tuląc ją ku piersiom — niemów podobnych rzeczy... zaklinam! Wiele mi tem sprawiasz zgryzoty!
 — Paweł ma słuszność-wtrąciła znajdująca się z nimi kobieta. Nie należy się trwożyć bez przyczyny. Twój mąż powrócił wtedy, powróci i teraz, a zanim to nastąpi, ja będę przy tobie, ja... wasza sąsiadka, którą tak kochacie oboje.
 — Matka Weronika dobrze mówi, Joanno — ozwał się Rivat nie będziesz osamotniona. Zresztą moja nieobecność nie potrwa długo. Dwadzieścia cztery godzin. może czterdzieści osiem, a trzy dni najwyżej!
 — Niepowinieneś odjeżdżać!
 — To, co mówisz, jest niemożebnem.
 — Powtarzam, Pawle, że mam złe bardzo przeczucia. Nie jedź! Zostań tu zemną!
 — Miejże rozum, proszę, Joasiu! Zastanów się, czyż mogę porzucić broń i moich towarzyszów? Powiedziano by, że uląkłem się niebezpieczeństw... żem stchórzył! A ty, wszak prawda, niechciałabyś, ażeby coś podobnego mówiono o twoim mężu? Niechciałabyś, ażeby w całym naszym okręgu wskazywano na mnie palcami, mówiąc: — Patrzajcie! to Paweł Rivat, ten nikczemnik, który się ukrył przed spełnieniem swego obowiązku!
 — Boże! mój Boże! — jąkała Joanna, załamując ręce z rozpacza. — Och! ta wojna przeklęta!... Pojmuję, że stanąć powinieneś wraz z innemi, na obronę ojczyzny, ale to nazbyt okrutne... to straszne! Wydzierać żonie męża, ojca dziecięciu i wysyłać go na śmierć niechybną. A jakaż przyszłość dla pozostałych tych wdów i sierot? Czyliż pomyślał kto o tem?
   Proszę cię raz jeszcze — mówił Paweł — nie zaprzątaj sobie głowy czarnemi myślami.
 — Ach! gdybym mogła je odegnać! gdybym zdołała. Ale niemogę... niemogę!
 Tu zamilkła, opuściwszy głowę.
 — Ha! znalazłby się może sposób — zaczęła po chwili — gdybyś chciał uczynić zadość mej prośbie.
 — Jeżeli tylko nie chodzi o złożenie broni i dezercyą, rozkazuj! Posłusznym ci będę.