Słuchajcie, wszystko to działo się bardzo dawno temu, oddawna już ukochany brat śpi snem nieprzespanym w mogile, a jednak do dziś dnia jeszcze, gdy odbieram depeszę, nie mogę otworzyć jej bez lęku. Zawsze mi się zdaje, że muszę wyczytać niechybnie, że on umarł, że trzeba się modlić za niego.
W starych mszałach napotyka się często naiwne minjatury, przedstawiające Matkę Bożą Siedmiu Boleści z głębokiemi brózdami na obu policzkach: to święte blizny, które artysta namalował, by nam powiedzieć: — „Patrzcie, ile łez Ona wylała...“
Przysięgam, że widziałem tę brózdę, od łez wypłakanych na wychudzonej twarzy pani Eyssette, gdy wróciła do domu z pogrzebu syna.
Biedna matka, od tej chwili nie uśmiechała się już nigdy; zachowała strój żałobny i głęboką żałobę w sercu na całe życie... Po za tem nic się nie zmieniło w domu państwa Eyssette; było tam jeszcze bardziej ponuro — i to wszystko. Proboszcz z St. Mizier odprawił kilka mszy za spokój duszy brata. Dla nas wykrojono dwa żałobne ubranka ze starej burki ojca i życie, smutne życie, potoczyło się dalej.
Upłynęło dość dużo czasu od śmierci brata księdza, gdy jednego wieczora, w chwili, gdy mieliśmy się kłaść spać, ze zdziwieniem zobaczyłem, że Kubuś zamyka drzwi na klucz, zatyka w nich szczelnie wszystkie szpary; załatwiwszy się z tem wszystkiem,
- ↑ Numer rozdziału dodany przez zespół Wikiźródeł.