grzejące się na słońcu przed domem, mówią poważnie: — „On zanadto lubił kwiaty!“ — „Wciąż bujał po nocy!“ — dodają ślimaki, a otyłe Poświętniki, przewalając się w swoich złotych strojach, mruczą: — „Cyganem był i cyganem pozostał!“ — W całym tłumie ani jednego słowa żalu i tylko, na bezkresnych okoliczych równinach, lilje stuliły swoje kielichy a piewiki zapadły w żałobne milczenie.
Ostatnia scena rozgrywa się na cmentarzu motyli. Gdy już Grabarze dokonały swego dzieła, uroczysty Chrabąszcz, który towarzyszył konduktowi, staje nad grobem i wygłasza mowę pogrzebową. Na nieszczęście pamięć mu nie dopisuje. Godzinę całą składa i rozkłada łapki i plącze się w zawiłej oracji. Gdy mówca skończył, wszyscy odchodzą, a wówczas Biedronka wychyla się z za grobu. Tonąc we łzach, klęka nad mogiłą! odmawia serdeczną modlitwę za towarzysza, który w niej spoczywa.
Gdy przebrzmiał ostatni wiersz, rozentuzjazmowany Kubuś zrywa się, aby uderzyć w oklaski, ale kamienieje, widząc zalęknione twarze tych poczciwców.
Zaiste, myślę, że gdyby koń z Apokalipsy runął nagle na środek żółtego saloniku, nie wywołałby większego zdumienia, niż mój „Błękitny Motyl”. Państwo Passajon, państwo Fougeroux, najeżywszy# się, patrzyli na mnie szeroko rozwartemi oczami. Dwa bracia Ferouillat dawali sobie jakieś znaki. Nikt nie pisnął ani słowa. Możecie sobie wyobrazić, jak się czułem.