Jump to content

Page:PL A Daudet Mały.djvu/208

From Wikisource
This page has not been proofread.

jego subiekt na flecie... Bytem wszak uprzedzony, że znajdę się w dziwnem towarzystwie.
 Około jedenastej podano herbatę. Panna Pierrotte krążyła po sali, podając cukier, nalewając mleko z ciągłym uśmiechem i paluszkiem, podniesionym do góry. Wtedy to znów ujrzałem „czarne oczy.“ Ukazały mi się, nagle jaśniejące i tkliwe, lecz skryły się, zanim mogłem do nich przemówić!... Wówczas do konałem odkrycia, że w pannie Pierrotte są dwie zgoła różne osoby: najpierw panna Pierrotte, mała mieszczaneczka z gładko przyczesanemi włosami, doskonale nadająca się do królowania w firmie Lalouette, a po za tem — czarne oczy, te wielkie poetyczne oczy, które otwierały się, jak aksamitne kwiaty i którym dość się było ukazać, aby przeobrazić całkowicie ten kupiecki, pospolity salonik. Panny Pierrotte nie chciałbym za nic na świecie, ale „czarne oczy“... o to co innego!
 Nadeszła chwila pożegnania. Hasło dała pani Lalouette; owinęła męża w wielki szal i uniosła go pod pachą, jak starą mumję, obleczoną w tkaniny. My obaj wyszliśmy z nimi, ale Pierrotte trzymał nas jeszcze długo na schodach, wygłaszając przydługie owacje.
 — No, panie Danielu, teraz, kiedy pan zna już drogę, mam nadzieję, że będziemy pana często widywali. Nie przyjmujemy wiele, ale ci, co u nas bywają, ta dobrane towarzystwo... że tak słusznie powiedzieć można... Naprzód państwo Lalouette, moi starszy szefowie; potem pani Tribou, dama jak największych zalet, z którą można zawsze przyjemnie