Jump to content

Page:PL A Daudet Mały.djvu/125

From Wikisource
This page has not been proofread.

Ja zaś drżałem od stóp do głów, w uszach mi szumiało, a po policzkach spływały mi wielkie, gorące łzy... odgadłem jak niecną on odegrał wobec mnie komedję tego ranka; zrozumiałem, że z całym rozmysłem posyłał moje własnoręczne listy, aby samemu uchronić się od podejrzeń, że jego matka, biedna matka, od lat dwudziestu już nie żyła i że owa rękojeść pistoletu, którą mi pokazał — to był tylko futerał od fajki.
 — A nadobna Cecylja? — odezwał się ktoś z grona „zacnych serc“.
 — O, Cecylja nie pisnęła ani słowa — spakowała tylko manatki i wyjechała. To dobra dziewczyna.
 — A co się stanie z Małym?
 — Oh! — odpowiedział Roger i zrobił jakiś gest, który rozśmieszył wszystkich.
 Ten wybuch śmiechu dopełnił miary mego oburzenia. Miałem ochotę wyjść z altany i stanąć między nimi, jak widmo. Ale pohamowałem się: i tak już byłem dostatecznie ośmieszony.
 Na stole pojawiło się pieczyste, zabrzęczały kielichy.
 — Niech żyje Roger! niech żyje Roger! — wiwatowano.
 Było to nad moje siły. Cierpiałem zbyt okrutnie. Nie bacząc, czy mnie kto zobaczy, rzuciłem się przez ogród, jednym susem wyskoczyłem przez furtkę i puściłem się przed siebie, biegnąc, jak szalony.
 Zapadała milcząca noc i bezmierne śnieżne pola przybrały w półmroku zmierzchającego dnia dziwnie cmentarny wygląd.